Syn szaleniec spalił ich dom

2009-10-15 5:00

Maria (48 l.) i Tadeusz (58 l.) Hibentalowie spod Wysokiej (woj. wielkopolskie) w ogromnym pożarze stracili dach nad głową. Ze łzami w oczach patrzyli, jak języki ognia trawią to, na co całe życie ciężko pracowali.

Przed niechybną śmiercią w płomieniach uratował ich niepozorny kundelek Brutus  (3 l.), który jako pierwszy poczuł dym i zaczął głośno szczekać. I gdy już kilkanaście dni po tragedii wydawało im się, że wszystko co najgorsze jest za nimi, z policji przyszła wstrząsająca wiadomość. Do podpalenia przyznał się ich 16-letni syn Mateusz.

- U nas w domu wszyscy już spali - wspomina ten tragiczny wieczór Maria Hibental. Właśnie kładła się spać, gdy nagle usłyszała przeraźliwe ujadanie. Szczekał Brutus (3 l.), ukochany pies najmłodszej z córek Hibentalów, Żanetki (10 l.). - To szczekanie nie dało mi spokoju, wyszłam do niego na dwór i wtedy nagle zobaczyłam ogień w oborze - opowiada kobieta, która zaczęła krzyczeć, by zbudzić wszystkich domowników. Ogień szybko przedostał się do domu. - Starsza córka musiała uciekać przez balkon po drabinie - mówi pani Maria. Strażacy gasili ogień do samego rana. Spłonęło dosłownie wszystko. Ale najgorsza wiadomość miała do Hibentalów dopiero dotrzeć po drobiazgowym śledztwie pilskich policjantów.

Okazało się, że do podpalenia przyznał się... syn pani Marii, Mateusz. - W kilku zdaniach poinformował jedynie policjantów, że podpalił, ponieważ był ciekawy, jak wygląda prawdziwy pożar - mówi kom. Tomasz Wojciechowski z policji w Pile. Przy okazji wyszło na jaw, że Mateusz na swoim koncie miał już kilka innych podpaleń. Teraz nastoletni piroman trafi przed oblicze sądu rodzinnego.

Mimo koszmaru pogorzelcy nie poddają się. Próbują odbudować swój dom. Pomaga im już gmina. Pomaga najbliższa rodzina oraz sąsiedzi.

- Mimo tej pomocy nie wiem, jak sobie poradzimy - mówi pani Maria i chowa twarz w spracowanych dłoniach.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobił Mateusz... - przez łzy dodaje zrozpaczona matka młodocianego piromana.

Każdy, kto chciałby wspomóc pogorzelców, może kontaktować się z panią Marią pod numerem telefonu 607-293-694

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki