Od dwóch miesięcy mężczyzna trzymał się nadziei, że poświęcenie żony nie pójdzie na marne, że lekarze uratują Szymusia. Codziennie modlił się o to do Boga. Bo gdyby synek przeżył, on miałby jeszcze rodzinę, miałby dla kogo żyć. Ale chłopczyk nie odzyskiwał przytomności. Miał rozległe krwiaki mózgu i uszkodzony rdzeń kręgosłupa. Funkcje życiowe organizmu cały czas podtrzymywał respirator.
- Raz nawet otworzył oczy, ale wodził dookoła niewidzącym wzrokiem - szlocha pan Jacek, który właśnie pochował synka na cmentarzu w Skórcu, w grobie obok mamy. - Wierzę, że duszyczka Szymusia poszła do nieba, a tam na pewno spotka się z Anną i będą ze sobą szczęśliwi...
Zobacz też: Wypadek w Żelkowie. Anna Zabłocka zasłoniła synka Szymusia własnym ciałem
Świadkowie wypadku opowiadali, że Anna, widząc, że dojdzie do zderzenia, chwyciła synka wpół i przykryła własnym ciałem...
Mężczyzna wciąż nie może zapomnieć koszmaru sprzed dwóch miesięcy, gdy jego żona, Szymuś i kuzynka wybrali się samochodem z rodzinnej Dąbrówki Stany na zakupy do pobliskich Siedlec. Nie ujechali daleko. W Żelkowie, gdy auto wyjeżdżało z łuku drogi, złapało kołami pobocze, zjechało na przeciwległy pas i z ogromną siłą zderzyło się z nadjeżdżającym z przeciwka renault scenikiem. Świadkowie wypadku opowiadali, że Anna, widząc, że dojdzie do zderzenia, chwyciła synka wpół i przykryła własnym ciałem...
Poświęciła życie, ale go nie ocaliła - mówi pan Jacek. - Widać tak musiało być. Tylko co ja teraz mam ze sobą zrobić?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail