W rozmowie z "Faktem" żona jedynego syna wielkiej gwiazdy obwinia o śmierć teściowej jej wielkoletnią przyjaciółkę i opiekunkę, Elżbietę Budzyńską. Violetta Villas umierała w fatalnych warunkach sanitarnych. W zaniedbanym domu w Lewinie Kłodzkim było zimno.
Wyniki sekcji zwłok wokalistki wskazują, że chorowała na zapalenie płuc. Kilka dni przed śmiercią złamała też nogę. Prokurtura w Kłodzku prowadzi śledztwo, która ma wyjaśnić czy opiekunka Villas dopuściła się celowym zaniedbań.
- Ja nie mam żadnych wątpliwości. Jeśli ktoś łamie nogę, to jest oczywiste, że natychmiast zawozi się go do szpitala, a nie zostawia w łóżku. Słyszeliśmy, że Violetta miała straszne odleżyny. Nie zdziwię się, jeśli to one doprowadziły do zapalenia płuc – mówi gazecie Małgorzata Gospodarek.
Villas więziona w domu przez opiekunkę?
Synowa Villas po raz kolejny podkreśla, że ani ona ani jej mąż nie mieli wstępu do domu w Lewinie Kłodzkim. – Dom był dla nas zamknięty niczym twierdza. Wszystko tam było zabite, zadrutowane. Mówiono nam, że Violetta była zamykana w środku na skobel. Nikt z rodziny nie był przez Budzyńską wpuszczany na posesję - ujawnia.
Najbliżsi Violetty Villas są przekonani, że gdyby diva mogła żyć dalej, gdyby dopuściła do siebie rodzinę.