Wiadomość o niespodziewanej śmierci szefa Samoobrony spadła na jego bliskich jak grom z jasnego nieba. Chyba najbardziej przeżył to ciężko chory syn Tomasz (32 l.). Młody Lepper był bardzo związany z ojcem. W ostatnich miesiącach Andrzej Lepper walczył o życie jedynego syna.
"Gazeta Wyborcza" ujawnia kolejne fakty związane z samobójstwem Leppera. Mirosław Rudowski, jego ostatni kierowca, powiernik, działacz Samoobrony w rozmowie z gazetą zdradza jak wyglądały pierwsze godziny po śmierci polityka, a także ostatnie 48 godzin życia byłego ministra rolnictwa.
Z relacji Rudowskiego wynika, że Tomasz Lepper zareagował bardzo agresywnie gdy dowiedział się co się stało. Kiedy policjanci zjawili się w domu w Zielnowie ponoć odebrali mu prewencyjnie broń.
Młody Lepper miał do niego dzwonić i grozić mu śmiercią. Wypominał współpracownikowi ojca, że rozpijano go w Warszawie. Pierwszy telefon od Tomasza Leppera Rudowski odebrał w piątek około południa.
- Chwilę później zadzwonił na moją komórkę syn szefa Tomasz. Chciał, żeby ojciec się do niego odezwał. Myślał, że może ja szefa ukrywam. Powiedziałem mu: "Panie Tomku, z ojcem po prostu nie ma kontaktu". Na to on z groźbami, że jesteśmy pijaki i gwałciciele, że łby nam poodstrzela- ujawnił kierowca.
- (...) ponownie zagroził, że nas wystrzela. Wiedziałem, że ma broń. Złożyłem doniesienie na komendzie policji. Zrobiłem to dla jego bezpieczeństwa, żeby czegoś głupiego nie zdziałał. Kiedy otrzymałem informację, że odebrali broń Tomkowi, wycofałem doniesienie - powiedział Mirosław Rudowski "GW".