Mimo że co nieco wypił przed wspinaczką, to z zadaniem poradził sobie niczym wytrawny taternik. Mężczyzna postawił na nogi wszystkie służby miejskie. W niektórych częściach miasta odłączono nawet prąd, bo obawiano się, że może porazić desperata. Tymczasem Mariusz J. nic sobie nie robił z zagrożenia. - Po prostu siedział na stalowej konstrukcji słupa energetycznego i wymachiwał w powietrzu nogami - relacjonuje Ryszard Padewski (43 l.), oficer prasowy policji w Mysłowicach. - Nie bardzo wiadomo było, o co mu chodzi. Musieliśmy działać szybko, bo obawialiśmy się, że popełni samobójstwo - dodaje policjant.
Dopiero ponad 2-godzinne negocjacje z szalonym "taternikiem" dały rezultat. Mariusz J. został bezpiecznie sprowadzony na ziemię na strażackim wysięgniku.