A gdy dodatkowo nie chcieli zorganizować grilla, w pijanego mężczyznę wstąpił demon. Chwycił za broń i zaczął strzelać do bliskich. Na szczęście życiu jego ofiar nie grozi niebezpieczeństwo. Wczoraj Krzysztof W. usłyszał prokuratorskie zarzuty, a dziś najprawdopodobniej powędruje za kraty.
W dramacie, jaki rozegrał się na ul. Braci Nalazków w Rybniku, wciąż jest wiele niewiadomych. Śledczy zastanawiają się, skąd szaleniec miał broń - najpewniej karabin Mauser i pistolet maszynowy MP5 - i amunicję.
Patrz też: Rybnik: Tak szaleniec rozstrzelał rodzinę
Na miejscu strzelaniny specjaliści ciągle analizują ślady po jatce, jaką urządził Krzysztof W. w sobotnie popołudnie. Pewne jest jedynie to, że z jego ręki ucierpiało pięciu członków rodziny, policjanta i sąsiadkę, którzy i tak mają szczęście, że uszli z życiem.
Wziął za dużo kredytów?
Wczoraj Krzysztof W. zeznawał w Prokuraturze Rejonowej w Rybniku. Mężczyzna przyznał się do winy, ale przesłuchanie nic nowego nie wniosło do sprawy.
- Podejrzany odmówił składania wyjaśnień - mówi szef prokuratury Jacek Sławik (46 l.). Śledczy postawili mu cztery zarzuty. Będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa swojej rodziny oraz usiłowanie zabójstwa policjantów. Ponadto usłyszał zarzut nielegalnego posiadania broni i narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia postronnych osób. Krzysztofowi W. grozi kara dożywotniego więzienia. Mężczyzna dziś ma trafić do tymczasowego aresztu.
Przyczyną dramatu najprawdopodobniej były zaciągnięte przez Krzysztofa W. kredyty i narastający na tym tle konflikt rodzinny. Nieoficjalnie wiadomo, że mężczyzna był zadłużony nawet na kilkaset tysięcy złotych. Tymczasem chciał wziąć kolejny kredyt, tym razem pod hipotekę domu. Nic dziwnego, że teściowie Jan i Irena O., mieszkający z nim pod jednym dachem, nie chcieli się na to zgodzić. Na swoje nieszczęście stronę teściów wzięła także Iwona (36 l.), żona Krzysztofa W. Kiedy w sobotę W. wrócił do domu pijany i zaczął się domagać zorganizowania grilla, usłyszał, żeby się lepiej położył spać. To była iskra, która zapaliła beczkę prochu.
Strzelał do wszystkiego
W szale Krzysztof W. ranił siedem osób, zdewastował karetkę, radiowóz i prywatne auto jednego z sąsiadów. Na szczęście jego bliscy wyszli żywi z masakry. W najgorszym stanie są żona furiata Iwona i jego szwagier Ireneusz O. - oboje przeszli skomplikowane operacje. Ich stan jest ciężki, ale stabilny, a życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Kula trafiła także Kamila W. (15 l.), syna strzelca. Dziecko jest w szpitalu w Katowicach. Lżej ranni zostali teściowie szaleńca - Jan O. jest już w domu, a Irena O. ciągle jeszcze dochodzi do siebie w rybnickim szpitalu. Zraniony w akcji policjant i sąsiadka desperata Joanna S. mają niedługo zostać zwolnieni do domów.