Tę zbrodnię Sławomir Sz. (63 l.) musiał zaplanować. Bo kto chodzi wyrzucić śmieci z dużym i ostrym nożem w ręku. Mirosława B. i jego ojca Antoniego B. (70 l.) zwyrodniały szaleniec spotkał na klatce. Bez zbędnych rozmów zamachnął się nożem i z precyzją rzeźnika zadał Mirosławowi B. śmiertelny cios. Po chwili dopadł i pana Antoniego. Dźgał go na oślep. Gdy przyjechało pogotowie, na pomoc dla pana Mirka było już za późno. Jego ojca po wielogodzinnej operacji udało się uratować.
Sławomirowi Sz. przeszkadzało, że sąsiad na swoim balkonie pali papierosy, a jego dzieci hałasują w piaskownicy. - Używał gazu pieprzowego, w ostatnim tygodniu przed zabójstwem sprawca zdarzenia opluł mu drzwi wejściowe do mieszkania - relacjonuje Bogdan B. (40 l.), brat Mirosława. - Gdy na klatce śmierdziało, on oczywiście posądził nas. Mówił, że to wina naszego psa - opowiada Agata B. (40 l.) i drżącą ręką wyciera zapłakane oczy. Nie wierzył, że to awaria kanalizacji.
Półtora miesiąca temu Sławomir Sz. prosto w twarz powiedział sąsiadowi: - Wylądujesz na cmentarzu. - Mąż poszedł na policję powiedzieć, że jest konflikt i że boi się o nasze życie - mówi Agata B. (40 l.), żona zabitego. Dzieci w obawie przed furiatem wchodziły do domu przez balkon tylko dlatego, by nie przechodzić obok drzwi sąsiada. Ale stróże prawa nie potraktowali sprawy poważnie. - Nie wiem, czy policja coś zrobiła w naszej sprawie. Chyba nic, skoro doszło do tragedii - mówi pani Agata i bezradnie rozkłada ręce. Policja się jednak broni. - Nie było zgłoszenia o groźbach karalnych - mówi st. post. Monika Rataj z kaliskiej policji.
- Sławomir Sz. przyznał się, że ugodził nożem sąsiadów. Twierdzi, że ofiara chciała go pobić - mówi Janusz Walczak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp. Nożownikowi za morderstwo i usiłowanie zabójstwa grozi dożywocie.