Przez dwa lata Adam Haczkiewicz i Ewa Z. (29 l.) byli parą. Jednak po urodzeniu Jasia się rozstali. Chłopiec został pod opieką matki, ale weekendy spędzał regularnie u ojca. Gdy w październiku minionego roku pan Adam pojechał po synka, przeraził się. Malec miał posiniaczoną całą buźkę. Matka tłumaczyła, że się przewrócił. Mężczyzna natychmiast zabrał dziecko do szpitala.
- Patrzyli tam na mnie jak na kata. Od lekarza usłyszałem, że syn wygląda, jakby wpadł między czołg a tramwaj. Tłumaczyłem, że przyjechałem po obdukcję, by zawiadomić policję i prokuraturę - mówi pan Adam.
Sąd rodzinny szybko wydał postanowienie o tymczasowym pobycie dziecka u ojca, aż do wyjaśnienia sprawy sińców na jego buzi. Matka mogła chłopca odwiedzać. Ale pod koniec lutego posunęła się dalej. - Kiedy wychodziła z mojego mieszkania, trzymałem Jasia na rękach - opisuje pan Adam. - Otworzyła drzwi, a wtedy do środka wskoczyło dwóch oprychów. Wydarli mi synka. To wszystko było zaplanowane przez Ewę. Ślad po niej zaginął. Boję się o Jasia. Tuła się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo w jakich warunkach. To będzie dla niego trauma na całe życie - dodaje zrozpaczony ojciec.
Policja zatrzymała już dwóch mężczyzn, którzy pomogli kobiecie w uprowadzeniu chłopca. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, mieli za to dostać po 200 złotych. Obaj usłyszeli już zarzut zmuszania do określonego działania groźbą lub przemocą. Grozi im za to do trzech lat więzienia. - Ewa Z. jest poszukiwana, Jasia uznaje się za zaginionego - informuje Przemysław Kimon, rzecznik zachodniopomorskiej policji. - Mam nadzieję, że prokuratura wkrótce wystawi list gończy za Ewą. To by pomogło w szybszym odnalezieniu synka - mówi na koniec Adam Haczkiewicz.