Cały Szczecinek jest w szoku. Mateusz w ciężkim stanie trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Gryficach. Podpalacz trafił do aresztu. Przyznał się do winy, ale nie wyraził skruchy. - Tak naprawdę nie wiem, dlaczego to zrobiłem - miał powiedzieć policjantom.
Do tragedii doszło w mieszkaniu Arkadiusza. Chłopak mieszkał w nim sam, jego rodzice niedawno zmarli. Sąsiedzi zawsze się go bali. Często się awanturował, rzucał na ludzi z pięściami. - On jest nieobliczalny - twierdzili. - Kiedy się zezłości, nie cofnie się przed zbrodnią - dodawali.
Jak się okazało, nie mylili się. Feralnego dnia Arkadiusz i Mateusz się pokłócili. Lokatorzy budynku słyszeli ich podniesione głosy. Potem powietrze wypełnił, przerażający wrzask...
- Poczułem też smród spalenizny - opowiada Krystian Ingielewicz (25 l.), sąsiad Arka. - Wyszedłem przed dom. Zobaczyłem, jak z klatki wybiega płonący chłopak - wspomina. - Krzyczał, że Arek go oblał benzyną, podpalił. Był w szoku. Biegł jeszcze kilkaset metrów, zanim padł na ziemię poparzony od pasa w górę. Ja i sąsiedzi pobiegliśmy do mieszkania Arka, które się paliło. Zaczęliśmy je gasić.. I wtedy zobaczyliśmy, że Arek chce zwiać. Na to mu nie pozwoliliśmy. Zatrzymaliśmy go do przyjazdu policji. Katarzyna Baryłowicz (31 l.), sąsiadka Arkadiusza K., ma nadzieję, że ten nigdy nie wyjdzie z więzienia. - Mam małe dzieci, odkąd ten chłopak tu mieszkał, drżałam o moje maluchy. On groził już nieraz, że nas tu wszystkich puści z dymem - mówi.
Arkadiuszowi K., który przyznał się do winy, grozi dożywocie.