Pani dyrektor Ewa Wiśniewska (50 l.) dla mieszkańców wsi Bzury (woj. podlaskie) jest jak Siłaczka z noweli Stefana Żeromskiego. Miejscowa podstawówka została rozwiązana uchwałą Rady Miejskiej w Szczuczynie, ale kobieta - wbrew przeciwnościom losu i na przekór władzy - postanowiła trwać na posterunku.
1 września rok szkolny zaczął się dla 18 dzieci, jakby nic się nie stało. Dyrektorkę wspierają trzy nauczycielki. Żadna z kobiet nie otrzymuje wynagrodzenia za pracę! - Pracujemy jako wolontariuszki - mówi dyrektor Wiśniewska.
Szkoła nie ma pieniędzy na opłaty za prąd, opał czy telefon, ale ten problem obiecali rozwiązać rodzice uczniów.
- Zrobimy wszystko, aby nasza szkoła przetrwała - zapewnia jedna z mam, Marzanna Milewska (42 l.). Nauczycielki liczą na to, że ich postawa wpłynie na radnych i zmienią zdanie. A jeśli nie - może decyzję lokalnych władz odwoła sąd. Uchwała radnych została bowiem oprotestowana przez rodziców.
Dopóki przyszłość placówki waży się w sądzie, nauczyciele nie przestaną uczyć za darmo... Dzieci i rodzice z Bzur są wdzięczni za takie poświęcenie. Władza się oburza.- Przez ten czas szkoła działa bezprawnie - dowodzi burmistrz Szczuczyna, Artur Kuczyński (35 l.). - Przez upór rodziców i pani dyrektor zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem dzieci z Bzur nie realizują obowiązku szkolnego. Będą musiały powtórzyć rok szkolny - ostrzega. Nauczyciele wolontariusze mają nadzieję, że do tego jednak nie dojdzie.