Szczury we Wrocławiu były zawsze, jak w każdym większym mieście. Ale teraz mamy do czynienia z prawdziwą inwazją tych gryzoni. W samym sercu stolicy Dolnego Śląska, na podwórkach graniczących z Rynkiem, są ich setki, jak nie tysiące. - Rano siedzą na samochodach, wchodzą do bram, czasami nawet do mieszkań. Boję się o siebie, bo przecież te zwierzęta mogą być niebezpieczne - mówi Marek Świtała, mieszkaniec centrum Wrocławia. - Najstraszniej jest, gdy trzeba wyrzucić śmieci. Koło kubłów czasami jest aż czarno od szczurów - dodaje.
Bo to właśnie śmieci przyciągają gryzonie. Do kontenerów trafia mnóstwo resztek jedzenia z kilku sąsiednich restauracji. Dla szczurów to prawdziwy raj. - A dla ludzi koszmar. Nie da się normalnie przejść chodnikiem. Nawet koty się ich boją, bo tyle jest tego paskudztwa. Mam nadzieję, że w końcu ktoś coś z tym zrobi! - złości się Barbara Woźniak, emerytka, która mieszka w okolicy.
Jak na razie z plagą nie radzi sobie zarządca tego terenu. Dlatego na pomoc mieszkańcom ruszają urzędnicy. - Natychmiast rozpoczynamy deratyzację - zapowiada Martyna Bańcerek z miejskiej spółki Ekosystem, która dba o porządek we Wrocławiu. - Zostanie wyłożona trutka. Niebawem sprawdzimy, czy nasze działania przyniosły efekt. Jeśli wciąż szczurów będzie tak dużo, to powtórzymy deratyzację - tłumaczy.
Zobacz: Nie śpię, bo bronię córeczki przed szczurami! Dramat pani Jadwigi z Łukowa