Pokonał 17 km z jednym tylko przystankiem - by się ogrzać przy własnoręcznie rozpalonym ognisku.
Pan Wiesław Nahaluk ruszył pieszo, bo nie chciał czekać na autobus, który miał być dopiero następnego dnia. Wcześniej przez cały dzień nie mógł sobie znaleźć miejsca. Wreszcie o godz. 23 podjął decyzję! Gdy przy trzaskającym mrozie przebył już większość drogi, postanowił rozgrzać się przy ognisku. Sprawa wyszła na jaw, bo pana Wiesława zauważył kierowca tira. Była piąta nad ranem, szofer poinformował policję. Mundurowi zaproponowali Nahalukowi kubek gorącej herbaty na włodawskiej komendzie. Ale się nie zgodził.
- Ach, ty mój wariacie - strofowała go potem czule ukochana.