Szef omotał mnie, uwiódł i zrobił dziecko

2008-11-10 3:00

Mariola Żurawska (39 l.) przestrzega inne kobiety: tak się kończą romanse w pracy.

Tak kończy się romansowanie w pracy! Mariola Żurawska (39 l.) z Moch (woj. wielkopolskie) wdała się w romans z szefem, a kiedy zaszła z nim w ciążę... wyleciała na bruk.

Ona - zadbana blondynka po trzydziestce, mąż, mieszkanko w wiejskim bloku. On - bogaty biznesmen, ceniony przedsiębiorca, przed sześćdziesiątką, żonaty. Z pozoru nic ich nie łączyło, żyli w dwóch światach. A jednak...

Mariola Żurawska zaniosła do firmy Włodzimierza L. (58 l.) podanie o pracę 5 lat temu. Chciała pracować w biurze. - Pan Włodzimierz osobiście przyjmował mnie do pracy i od tamtej pory nie spuszczał ze mnie wzroku - opowiada dziś pani Mariola.

Na efekty wymiany spojrzeń nie trzeba było długo czekać. - Zapraszał mnie do swojego gabinetu, czarował. Mówił wprost, czego ode mnie oczekuje - mówi kobieta. - Bałam się, że jeśli mu odmówię, zwolni mnie z pracy. A mnie tak bardzo na tej posadzie zależało... - opowiada. Myślała, że gdy będzie posłuszna, nie zostanie zwolniona.

Biurowy romans skończył się dosłownie z dnia na dzień, gdy pani Mariola oznajmiła szefowi, że spodziewa się jego... dziecka.

Wypierał się dziecka

Postawiony przed faktem Włodzimierz L. odmówił uznania dziecka. Przerażona kobieta poczuła się, jakby dostała ciężkim narzędziem w głowę. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Gdy na świat przyszła Zosia, mężczyzna nie zainteresował się dzieckiem, przy porodzie był mąż pani Marioli. A gdy po urodzeniu dziecka wróciła do pracy, została przeniesiona z biura do... betoniarni. - Zależało mi tylko na pracy, nic innego od niego nie chciałam. Ale on mnie zdegradował. Miałam skrobać palety, to było takie upokarzające. W końcu nie przedłużono mi umowy - opowiada.

Spotkali się w sądzie

Bezrobotna kobieta zdecydowała się na desperacki krok i poszła ze swoją sprawą do sądu. A sąd zarządził przeprowadzenie badań DNA, z których jasno wyszło, że to właśnie Włodzimierz jest ojcem malutkiej Zosi. Efekt był taki, że biznesmen uznał dziecko, zaczął płacić alimenty, a nawet regularnie widywać się z córką. Z czasem tak wczuł się w rolę ojca, że próbował odebrać pani Marioli ukochaną córeczkę. - Ja muszę dbać o dobro mojego dziecka - przekonywał. Sąd ostudził jednak jego zapały.

Pytany dziś o dawny romans przedstawia siebie jako ofiarę. - To ona mnie wykorzystała, a teraz próbuje zniszczyć moje życie. Mariola omotała mnie, gdy moja żona przez rok była w szpitalu i walczyła o życie. To nie ja ją uwiodłem, ale ona mnie - przekonuje biznesmen biedaczek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają