Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", Krzysztofowi Olszowcowi zarzuca się co najmniej cztery poważne błędy. Po pierwsze, zgodził się na to, aby w samochodzie z oboma prezydentami nie było żadnego oficera ochrony. Po drugie, pozwolił, aby między samochód Lecha Kaczyńskiego i auto BOR wjechały inne wozy. Po trzecie, w momencie strzelaniny oficerowie BOR powinni pobiec do prezydenta, otoczyć go kordonem, pzreprowadzić do innego samochodu i przewieźć we wcześniej wybrane miejsce ewakuacji (takie miejsce w ogóle nie było wyznaczone). W końcu po czwarte, Olszowiec w ogóle nie powinien był zgodzić się na przejazd niebezpieczną i niesprawdzoną wcześniej trasą.
Jak mówi gazecie rozmówca z BOR, Olszowiec nie miał prawa dopuścić do takiej sytuacji, bo jego ustawowym obowiązkiem jest ochrona głowy państwa, nawet wbrew woli prezydenta.