Na wczorajsze przesłuchanie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie "Hoss" przyjechał z aresztu śledczego. Na nasz widok próbował chować się pod kapturem markowego dresu, licząc, że nie zostanie rozpoznany. Kiedy nasi reporterzy pobiegli jego śladem, odstawił wzruszający teatrzyk.
- Dajcie mi spokój! Jestem niewinny! - krzyczał rozpaczliwie, choć miesiąc temu przyznał się do wyłudzenia 1,4 mln złotych metodą na wnuczka. - Dlaczego wy mi to robicie? Ja mam wystarczająco dużo problemów! - zapewniał, ale jego okrzyki na nikim nie zrobiły wrażenia.
Wtedy Arkadiusz Ł. wspiął się na wyżyny swoich manipulacyjnych zdolności i pokazał, co potrafi naprawdę. Zaczął głośno dyszeć i wyć wniebogłosy, łapał się za klatkę piersiową. - Nie wiem, co mi jest. Chyba dostanę zawału. - jęczał, ale zamaskowani funkcjonariusze z konwoju i broniąca go adwokat przekonali go, żeby się uspokoił i można go było w końcu przesłuchać.
Śledczy wezwali go do siebie w związku z Europejskim Nakazem Aresztowania, który wydał za "Hossem" austriacki sąd. Zarzuty, które królowi wnuczkowej mafii stawia Wiedeń, częściowo pokrywają się z materiałem, który na Arkadiusza Ł. zebrała nasza prokuratura.
Tamtych zarzutów jest jednak znacznie więcej i żeby ułatwić międzynarodową współpracę, śledczy z Warszawy przesłuchali go na tę okoliczność.
- Usłyszał, o co jest podejrzewany, nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. Nie wyraził zgody na dobrowolne przekazanie go do Austrii - mówi Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zobacz: Król wnuczkowej mafii zamienił krewetki na mortadelę