Szefowi odbiło

2010-04-05 3:00

I po świętach. Siedzę na schodach i jem jajko na twardo, podprowadzone z koszyczka ze święconym już przygotowanego na jutro. Święty wieczór wkoło, a ja z domu wyrzucony, czekam na sąsiada, może mnie przechowa. Wszystko przez magiel.

Bo kto dziś jeszcze daje pranie do magla? A moja połówka daje. I jak je wiozłem do domu na rowerze, to jeden taki cwaniaczek młody akurat w kałuże obok wjechał. I takie, kropkowane je do domu wniosłem. I dlatego już po świętach u mnie. Bo połówka w słowach nie wytrzymała. I ja też nie. I tylko to jajko zdołałem złapać. Bo post wczoraj był, więc obiadu nie było - skarżył się szwagier.

A wszystko przez mojego szefa. Bo mu odbiło (przepraszam za to słowo) wczoraj i o dwunastej nas do domu z roboty puścił. Niby żeby kobietom naszym przed Wielkanocą pomóc.

I trzeba było jak Brysiak z Dudzińskim na piwo iść, do wieczora przetrwać i wrócić niby normalnie, jak po robocie. A ja dobry chciałem być, więc prosto domu. A tak, po ziemniaki marsz, zmyj korytarz, zdejmij duży garnek z pawlacza i z magla przywieź... Dalej już wiecie. Wszystko dlatego, że szefowi odbiło.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki