Szeregowy Śmiełowski został przygnieciony kawałkiem blachy. Nie był w stanie się ruszyć. - Wokół słyszałem krzyki rannych ludzi - wspomina. - Wiedziałem, że nie jestem poważnie ranny. Chciałem rzucić się na pomoc, ale nie byłem w stanie. Leżałem więc bezradny i słuchałem przerażającego lamentu... To były najgorsze chwile w moim życiu.
Pan Maciej czekał dwie godziny na uwolnienie z pułapki. - Strażacy, którzy do mnie przyszli, mówili, bym poczekał, że na początku muszą zająć się bardziej poszkodowanymi ode mnie. Do ich pracy nie mam najmniejszych zastrzeżeń - twierdzi męż- czyzna, który dochodzi do siebie w sosnowieckim szpitalu.