Szkoda mi tego Lisa...

2008-08-27 4:30

Wyszedłem wczoraj wieczorem po piwo, patrzę, a tu wielki szklany dom lśni się i mieni oblany ciemnym niebem stolicy. A w środku głośna muzyka i gwar taki, jakby nie z tej ziemi. Myślę: może coś do jedzenia dają albo do picia. I wchodzę do środka. Nikt mnie o bilet nie pyta ani o zaproszenie, więc idę przed siebie.

I nagle tłum jakichś fotopstryków na mnie wpada. Błyskają flesze, jeden po drugim. Zaczynam się czuć jak jakiś złodziej przyłapany na gorącym uczynku. Ale po chwili widzę, że to nie mnie fotografują. Tylko Lisa! Tak! Tomasza. Tego z telewizji.

Idzie ten Lis przez wielką salę. Wokół niego kłębią się reporterzy, a on nic tylko nogami szura i sunie przed siebie podgarbiony, jakby czegoś na podłodze szukał.

Ani się nie uśmiechnie, ani coś powie. Widać, że do zdjęć pozować nie chce. A szkoda. Bo garnitur mu się lśni jak nowy (pewnie nowy), żona u boku wygląda kwitnąco... Ale on nie. On się rękami zakrywa i łokciami odgania. I myślę sobie: ależ tego faceta męczy sława. Tego człowieka zaszczutego...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki