Do tego niezwykłego wypadku doszło w sobotnią noc. Dawid wraz z kolegą imprezowali w mieszkaniu na 9. piętrze w bloku przy ul. Bema. W pewnym momencie obaj znaleźli się na balkonie. 23-latek pokonał barierkę i zszedł na niższy balkon. Nagle zachwiał się, z krzykiem runął w dół. Jego ciało obijało się o balustrady kolejnych balkonów, rozrywało linki, na których mieszańcy zazwyczaj rozwieszają pranie. Po kilku sekundach głucho uderzyło o ziemię. Był środek nocy, ale upadek narobił tyle rumoru, że kilku lokatorów się obudziło, zadzwonili po pogotowie. Na miejscu pojawili się też policjanci. Kolega Dawida trafił do izby wytrzeźwień, bo wypity alkohol oraz szok spowodowany upadkiem przyjaciela wywołały u niego napad agresji.
Policja przyjęła, że do wypadu doszło z powodu ułańskiej fantazji Dawida i jego kolegi. Ponoć obaj mieli się założyć, kto pierwszy zejdzie po balkonach na dół wieżowca. Z tą wersją zdarzeń nie zgadzają się jednak najbliżsi 23-latka. - Syn wyjawił mi całkiem inne powody. Chciał popełnić samobójstwo. Zresztą świadczą o tym SMS-y, jakie wysyłał do nas i znajomych. Prosił w nich, żeby się opiekować młodszą siostrą - mówi Urszula Przybylska (40 l.), matka Dawida. - Teraz jest już trochę lepiej. Mówi, że już więcej nie będzie próbował. Czeka go długie leczenie. Najważniejsze, że żyje. Dziękujemy za to Bogu. Dostał drugie życie. Mam nadzieję, że go nie zmarnuje - dodaje.
Dawid jest w szpitalu w Gliwicach. Ma złamany w trzech miejscach kręgosłup i rękę. Na szczęście rdzeń został nienaruszony, może więc poruszać wszystkim kończynami. Czeka go jednak jeszcze poważna operacja.
Zobacz: Tragiczny wypadek w elektrowni w Opolu. NIE ŻYJĄ dwie osoby [ZDJĘCIA]