Szokującą sprawę porodu na plebanii jednej z poznańskich parafii ujawnił rok temu "Głos Wielkopolski". Młoda kobieta rodziła bez pomocy, a jej kochanek ksiądz miał w tym czasie słuchać muzyki. Nad ranem zaczęła krwawić i poprosiła o wezwanie karetki. Ksiądz Mariusz G. zadzwonił po pomoc dopiero, gdy był pewien, że dziecko jest martwe.
Sprawą zajęła się poznańska prokuratura. Wikary miał odpowiedzieć za narażanie człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Tydzień temu sprawę umorzono i ksiądz został bezkarny. Jak to możliwe?
Poszło o ustalenie, kiedy dziecko zmarło - jeszcze przed porodem czy w jego trakcie. To bardzo istotne, bo jak się okazuje, prawo nie traktuje dziecka przed porodem jak człowieka.
"Głos Wielkopolski" dotarł do uzasadnienia umorzenia sprawy księdza Mariusza G, z którego wynika, że prokurator powoływała się na dwa orzeczenia Sądu Najwyższego. Oba mówią, że ochronie podlega życie człowieka od chwili rozpoczęcia porodu.
W przypadku porodu na plebanii biegli nie byli w stanie stwierdzić, czy chłopiec zmarł jeszcze w łonie matki, czy po przyjściu na świat.
Kochanka z rekolekcji
Romans księdza Mariusza G. i młodej dziewczyny zaczął się w kościele. Kochankowie poznali się na rekolekcjach. Kobieta szybko wprowadziła się do wikarego na plebanię i zaszła w ciążę. Kapłan od poczatku nie chciał dziecka i według informacji "Głosu Wielkopolski", nie ukrywał tego na przesłuchaniach w prokuraturze. Zresztą jego młodsza kochanka też nie dbała o ciążę - u ginekologa pojawiła się tylko raz na samym początku ciąży. Poród na plebanii odbył się prawdopodobnie 24 lutego 2011 roku, tydzień przed planowanym terminem.
Zobacz też: Wykopią księdza z grobu, by sprawdzić czy jest ojcem!