Do zdarzenia doszło na początku grudnia w Suminie (woj. pomorskie). Pani Urszula zmarła rano w fotelu. Syn kobiety odkrył, że jego mama nie żyje i wraz z bratem zadzwonił do lekarza, później na pogotowie. Nikt nie chciał przyjechać do denatki i wypisać aktu zgonu. Dwóch lekarzy z ośrodków zdrowia odmówiło przyjazdu, bo zmarła nie była pacjentką ich lecznicy. Dyspozytor pogotowia także odmówił wysłania karetki, bo taka, według przepisów, jeździ tylko na ratunek do żywych osób. Sąsiadom udało się wezwać księdza.- Odprawiliśmy modlitwę i czekaliśmy na przyjazd lekarza. Bardzo przykra sprawa - mówi nam ksiądz Jan Ostrowski, proboszcz parafii w sąsiednim Lipuszu.
O zdarzeniu udało się poinformować starostę bytowskiego, po którego interwencji do wsi pojechał zespół ratownictwa ze szpitala w Bytowie, by wypisać akt zgonu. - Według nowych przepisów w takiej sytuacji akt zgonu powinien wypisać powołany przez powiat koroner. Jednak ustawa nie wskazuje jednoznacznie sposobu jego finansowania. W związku z tym, że przepis jest niejasny, nie mamy podstaw do utworzenia funkcji koronera - wyjaśniał sytuację Leszek Waszkiewicz, starosta bytowski. - Mimo to jesteśmy w stanie sprostać tego typu problemom. W każdej takiej sytuacji będziemy wysyłać zespół ratownictwa. Ważne jest jednak, aby rodziny w podobnej sytuacji jak ta opisana bezpośrednio kontaktowały się z naszym szpitalem, z pominięciem numeru alarmowego 112 - radzi starosta bytowski.
Zobacz także: 27-latka zmarła na raka. Zostawiła list, który KAŻDY powinien przeczytać!