Panna z dzieckiem na garnuszku rodziców? Marzena K. z góry przekreśliła tę myśl. Uznała, że to nie jest dobra opcja na lubelską wieś. Miała inne plany. Po studiach administracyjnych długo szukała pracy. I gdy w końcu ją znalazła w puławskich Azotach, przytrafiła jej się ta ciąża.
To co jednak dla normalnej kobiety jest błogosławieństwem, w jej oczach było przekleństwem. Nikomu o tym nie powiedziała. Śledczy twierdzą wręcz, że od razu zaplanowała zbrodnię.
Zobacz też: Matka ZRZUCIŁA synka z mostu! Zabiła go, bo był chory na autyzm!
W dniu porodu po powrocie z pracy poczuła, że ma skurcze. Zamknęła się w łazience. Kiedy weszli tam jej rodzice, zobaczyli córkę w kałuży krwi.
- Poroniłam - powiedziała wezwanym ratownikom. Kiedy pogotowie miało już odjeżdżać, ojciec dziewczyny zatrzymał ratowników. - Jest jeszcze to - wskazał na miskę, w której pławiło się w brunatnej cieczy ciało noworodka.
Sekcja zwłok wykazała, że dziewczynka urodziła się żywa. Wtedy zabójczyni sama zgłosiła się do prokuratury. - Mam wyrzuty sumienia i boję się kary - wyznała beznamiętnym głosem i opowiedziała o dziecku, które po urodzeniu włożyła do miski, wlała do niej wodę, chwyciła swą córeczkę za głowę i zanurzyła... - Za kilkanaście dni kończyła mi się umowa o pracę. Bałam się, że znów będę bezrobotna - tłumaczyła swoją zbrodnię.
Biegli psychiatrzy orzekli jednak, że w chwili popełnienia zbrodni była w pełni poczytalna. Przed sądem odpowiada z wolnej stopy, bo jest w trzecim miesiącu ciąży. Grozi jej dożywocie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail