Nie oglądając się na koszty, pojawił się pod Tatrami, by na narciarskim stoku prowadzić kampanię wyborczą. Choć może się to wydać szokujące, znając dotychczasowe przyzwyczajenia ministra Sikorskiego, za pobyt rodziny w górach zapłacił z własnej kieszeni!
Stacja narciarska w Witowie niedaleko Zakopanego. To tutaj w sobotę pojawił się Radosław Sikorski. Powodem wizyty były mistrzostwa w narciarstwie alpejskim członków PO. Szef polskiej dyplomacji nie mógł przepuścić takiej okazji i nie szczędząc grosza, przyjechał pod Tatry ze swoimi najbliższymi - żoną Anne Applebaum (45 l.) i dwoma synami: Aleksandrem i Tomaszem.
Patrz też: Sondaż SE: Komorowski miażdży Sikorskiego
Jak ustaliliśmy, wyjazd szefa MSZ był wyjazdem prywatnym i Sikorski opłacił go z własnej kieszeni. Sikorscy przebywali w polskich Tatrach od środy do wczoraj. Mieszkali w luksusowym hotelu "Nosalowy Dwór". Za dobę w dwuosobowym pokoju trzeba tam zapłacić nawet 450 złotych. Na same noclegi dla całej rodziny szef MSZ musiał więc wydać ponad 2 tysiące złotych. A jak wiadomo, Sikorski słynie z tego, że rzadko lubi sięgać do własnej kieszeni...
Skąpstwo szefa MSZ obrosło już mnóstwem anegdot. Opisywaliśmy na łamach "SE", jak podczas jednej ze swoich zagranicznych podróży poskąpił hotelowemu boyowi napiwku. Innym razem miał zaprosić do swego domu gości i każdemu wręczył egzemplarz swojej książki. Przy wyjściu prosił o... zapłacenie za nią. Minister nie odpuszcza też dłużnikom. Nawet gdyby to był sam prezydent. Swego czasu Lech Kaczyński (61 l.) pożyczył w kościele od Sikorskiego 100 zł na tacę.
Szef MSZ tak długo upominał się o dług, że w końcu jeden z prezydenckich urzędników przesłał mu pieniądze na konto. Ostatnio skąpstwo Sikorskiego mogło się źle skończyć dla jego żony, gdy z powodu przestarzałej instalacji gazowej eksplodował jej samochód. Można się domyślić, że szef MSZ chciał zaoszczędzić na benzynie... Teraz wszystko się nagle zmieniło. Kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami i nawet Sikorski płaci za to, żeby się pokazać.