O sprawie pisze w w czwartkowym "Dużym Formacie" Mariusz Szczygieł. Dziennikarz opisał głośną sprawę z lat 80-tych.
Ewa T. (inicjały zmienione) przez 2,5 roku bezlitośnie katowała Tomka - syna swojego partnera Tomasza W. Jemu też zdarzało się pomagać w biciu i poniżaniu chłopca. Któregoś popołudnia kobieta zaczęła bić chłopca pasem z metalową sprzączką. Powodem było to, że 6-latek zgubił sznurówki. Tomek zaczął krwawić, ale nie dostał pomocy. W końcu, w środku nocy, skrajnie wycieńczony, zmarł. Widok skatowanego chłopca był tak straszny, że jeden z sanitariuszy, który go reanimował, zemdlał.
>>> TUREK: Ojciec skatował dziecko w szpitalu
Rozprawa trwała kilka miesięcy. Kobieta została skazana na 15 lat więzienia, a jej partnera na 5 lat. Po 10 latach Ewa T. za dobre sprawowanie wyszła na wolność. Dwa razy wstąpiła do klasztoru, pracowała w katolickiej instytucji i w szkole. W tym czasie wyrok uległ zatarciu. Potem trafiła do warszawskiej szkoły - z czystą kartoteką i świetnymi referencjami. Została przyjęta jako nauczycielka matematyki i religii.
W sali, w której prowadzi lekcję, Ewa T. wywiesiła regulamin, do jakiego bezwzględnie muszą stosować się uczniowie. "Uczniowie muszą przebywać w klasie w bezwzględnej ciszy. Uczeń, który nie usłyszy tego, co mówi nauczycielka, dostanie jedynkę. Uszkodzenie czegokolwiek w sali uczeń musi naprawić na swój koszt i otrzymuje ocenę niedostateczną. Nieporządek na ławce ma wpływ na ocenę. Uczniowie mają zająć miejsca raz im wskazane i mogą je zmienić, tylko kiedy nauczycielka wyda takie polecenie. Do jej poleceń trzeba stosować się natychmiast. Ma to się odbywać w ciszy, a uczeń musi się skoncentrować na prawidłowym i szybkim ich wykonaniu" - wymienia dziennikarz.
Podobny regulamin, według zeznań świadków, którzy brali udział w procesie kobiety, wisiał na jednej ze ścian pokoju w akademiku, który w czasie studiów wynajmowali Ewa T. i Tadeusz W.