Gdy przyjechali nad Wartę, by zabrać ciało Ewy Tylman, na ich twarzach było widać rutynową powagę i skupienie. Na tym polega ich praca, wszak na co dzień mają do czynienia z ludzkimi zwłokami. Tym razem wezwał ich prokurator, bo firma, dla której pracują, ma podpisaną umowę z prokuraturą na transportowanie ciał do zakładu medycyny sądowej.
Przejazd z ciałem Ewy Tylman do centrum Poznania przebiegł bez żadnych zakłóceń. Jednak to, co wydarzyło się później, gdy przekazywali zwłoki pracownikom zakładu medycyny sądowej, przechodzi ludzkie pojęcie.
- Takiego zachowania jeszcze u nas nie było - mówi dr Czesław Żaba, kierownik placówki, i wyjaśnia, że gdy jego pracownik zajęty był wypełnianiem dokumentów (kto, kiedy i kogo przywiózł), ludzie z firmy pogrzebowej wpadli na szatański pomysł. Postanowili sfotografować się ze zwłokami. Odsłonili worek i zaczęli naciskać migawki swoich komórkowych telefonów.
Gdy chwilę potem ochroniarz przejrzał monitoring, zauważył całą sytuację i od razu zaalarmował policję.
- Zabezpieczyliśmy telefony ze zdjęciami. Śledczy oceniają teraz ten materiał pod kątem prawnokarnym. Dopiero potem przesłuchają sprawców i ewentualnie postawią im zarzuty. Chodzi między innymi o zbezczeszczenie zwłok - wyjaśnia Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.
Tymczasem przedsiębiorstwo, dla którego pracują hieny, już się od nich odcięło. "To złamanie wszelkich obowiązujących w naszej firmie procedur" - napisali w oświadczeniu przesłanym do naszej redakcji.
Zobacz: Piotr Tylman MIAŻDZY działania sądu: śmieszny jest nasz wymiar sprawiedliwości