Kilkadziesiąt tomów akt zebranych przez prokuraturę okręgową skrywa najmroczniejsze tajemnice Wojciecha G. Wynika z nich jasno, że księdzem przez lata targały obrzydliwe popędy. Już w seminarium w Polsce molestował dzieci, ale gdy wyjechał na misję na Dominikanę, jego zachcianki były coraz bardziej perwersyjne. W 2013 r. jeden z uczniów szkoły w Juancalito wyznał nauczycielce, że zgwałcił go ksiądz Alberto (tak nazywali tam Wojciecha G.). Szybko wyszło na jaw, że miły proboszcz skrzywdził więcej chłopców. Mali Dominikańczycy zeznali, że ksiądz zabierał ich na basen i dotykał w wodzie, wchodził im do łóżek, masturbował ich, gdy spali. Obrzydzenie budzi także to, co zboczeniec skrywał na plebanii. Śledczy znaleźli kolekcję malutkich stringów, ochraniacze na genitalia, kilka sztuk spodni z lycry oraz... 91 tys. zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci i 400 filmów, na których dorosły mężczyzna masturbuje się przed dziećmi albo je dotyka. Z porównania próbek głosu, które przeprowadzili eksperci, wynika, że na nagraniach jest właśnie ks. G.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie znalazła dowody na to, że zboczeniec w sutannie ma na sumieniu także polskie dzieci. Śledczy przesłuchali jego wychowanków w ośrodku Zgromadzenia św. Michała Archanioła na Mazowszu. Dorośli już dziś Paweł N. i Damian J. wyznali, że w latach 2000-2001 ksiądz Wojciech G. często zabierał ich do pokoju na masturbowanie i płacił drobniakami. Wyszło także na jaw, że zanim G. został duchownym, jeździł na kolonie jako wychowawca i molestował nieletnich.
W piątek rozpoczął się jego proces. Przyznał się przed sądem do wykorzystania sześciu chłopców z Dominikany i dwóch Polaków. Poprosił o 7 lat odsiadki. Śledczy najprawdopodobniej nie zgodzą się na ugodę. - Mamy mocny materiał dowodowy. Według polskiego Kodeksu karnego grozi mu nawet 15 lat więzienia - mówi prokurator Przemysław Nowak.