Mężczyzna prowadził firmę, zajmującą się utylizacją odpadów medycznych. Zabierał z ponad 300 szpitali, klinik i przychodni zużyte wenflony, strzykawki i bandaże. Poza tym, miał utylizować wycięte pacjentom kawałki ciał. Odpady medyczne miały trafiać do spalarni, a okazało się, że mężczyzna zakopywał je nieopodal swojego domu.
Cała sprawa dotycząca szokującego procederu wyszła na jaw, kiedy okoliczne psy, zwabione zapachem mięsa, krążyły wokół magazynów Marka M.
Prokuratura w Katowicach ustaliła, że M. nie miał odpowiednich środków transportu. - Dwaj pomagający mu bracia jeździli do szpitali polonezem truckiem lub żukiem - pisze portal Gazeta.pl. Nie zachowywali także podstawowych zasad higieny, ręce myli zwykłym mydłem. Przedsiębiorca przyznał się do winy. Złożył też wniosek o dobrowolne poddanie się karze bez procesu.
Mężczyzna i jego bracia są oskarżeni o spowodowanie zagrożenia epidemią. Grozi im pięć lat więzienia.