Szpara chwali Pupę

2008-01-18 20:26

Cała wieś jest dumna ze Zdzisława Pupy (48 l.), senatora PiS. W podrzeszowskiej Górze Ropczyckiej nikt złego słowa o nim nie powie. Bo to swój chłop jest. I drogę oświetlił, i asfalt pociągnął, nawet auto dla straży załatwił. Miejscowi ochotnicy do gaszenia pożarów jeździli 30-letnim żukiem z motopompą. Ale Pupa pomógł...

Teraz w remizie stoi piękny jelcz. - Co my byśmy zrobili bez tego wozu? - Stanisław Szpara (59 l.), strażak ochotnik, z zachwytem spogląda na czerwone cacko.

Licząca prawie 1300 mieszkańców Góra Ropczycka to miejscowość przyklejona do międzynarodowej "czwórki" prowadzącej do Rzeszowa i dalej do wschodniej granicy. Wieś może i niewielka, ale rozsławiona przez to, że właśnie stąd pochodzi senator tej kadencji o łatwym do zapamiętania nazwisku. Podczas ostatnich wyborów krzyżyk przy nazwisku Pupy postawili prawie wszyscy mieszkańcy. A jest tu 960 dusz uprawnionych do głosowania. - Jakżeby inaczej? - dziwi się Maria Jarząb (54 l.), sprzedawczyni w sklepie. - Przecież to nasz, swój chłop. Dobry człowiek, to niech też robi dobrze dla innych. Jak będą kolejne wybory, też zagłosuję na Pupę. Niech się plącze między swoimi z pożytkiem dla wszystkich - podsumowuje krótko i wraca do obklejania cenami nowych towarów.

Także sąsiadce senatora Danucie Wiącek (62 l.) ani przez ułamek sekundy nie zadrżała ręka, gdy wybierała swojego przedstawiciela w parlamencie. - To dobry człowiek i dobrze wychowuje troje dzieci - nie ma co do tego wątpliwości. - Gdy wywróciłam się w drodze do kościoła, jego syn Krzysiu od razu do mnie podleciał i mnie podniósł. Inny by nawet nie spojrzał, a tu takie dobre dziecko - opowiada.

To nazwisko się pamięta

Senator Pupa z uśmiechem słucha pytania o swoje niekonwencjonalne nazwisko. - Nie mam się czego wstydzić, nie jestem lepszy ani gorszy - stawia sprawę po męsku. - Ze wsi jestem i na wieś wracam. Ważne jest to, co człowiek robi i sobą reprezentuje, a nie jakie nosi nazwisko. A są różne. Jest przecież też senator Szaleniec i nic w tym złego - mówi. Czasami dochodzi do zabawnych sytuacji, gdy w trakcie rozmowy telefonicznej ktoś obawiając się, że się przesłyszał, prosi o powtórzenie nazwiska. - Literuję je wtedy lub mówię krótko: tak jest, jak pan/pani słyszy - opowiada rozbawiony senator. Gdy pierwszy raz zasiadł w parlamencie, jeszcze jako poseł, dostał informację, że w Polsce jest ponad tysiąc osób o takim nazwisku. Polityk nie ukrywa, że w przeszłości ludzie mu różnie podpowiadali, ale nigdy nawet nie pomyślał, żeby zmienić sobie nazwisko. Przyznaje jednak, że w jego rodzinie zdarzały się takie przypadki. - Najgorzej, jak człowiek jest zakompleksiony - ocenia senator Pupa. - A swoją drogą moje nazwisko łatwo się zapamiętuje - podkreśla.

Wszyscy ją mamy...

We wsi traktują senatora z największą powagą - Pupa? Przecież wszyscy ją mamy, co ma się komuś nie podobać - pani Wiącek krótko i ze śmiechem kwituje pytanie, czy takie nazwisko może przeszkadzać w karierze. Podobnego zdania jest Stanisław Bochenek (48 l.), prywatnie kolega Pupy, służbowo - od dziewięciu lat sołtys Góry Ropczyckiej. - On nie zmieniał nazwiska, no bo i po co? Gdyby mu szkodziło, to dostałby w ostatnich wyborach ponad 145 tysięcy głosów? - odpowiada pytaniem na pytanie. Sołtysi z innych wsi mogą mu tylko pozazdrościć, że ma u siebie senatora i kolegę w jednej osobie. Już wiele razy przekonał się, że może liczyć na jego wsparcie. - On nieraz pomaga... - szuka dobrego słowa. - Chciałem powiedzieć załatwić, ale to się źle kojarzy. On nigdy nie odmawia pomocy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki