O procederze poinformowała Iza Gospodarcza Pol-med, zrzeszająca firmy sprzedające sprzęt medyczny. "Rzeczpospolita" zapytała o to dyrektorów kilku placówek. Wszyscy twierdzą, że u nich nic takiego nie ma miejsca, ale słyszeli, że w innych szpiatalach to standard.
Dyrektorzy zapewniają, że nie ma zagrożenia dla zdrowia pacjentów. - Bardziej szkodliwe jest nieprzestrzeganie higieny w szpitalu, niewłaściwe mycie rąk niż sterylizowanie sprzętu i używanie go ponownie. Przecież po sterylizacji jest on właśnie sterylny, o zakażeniu nie ma mowy - mówi "Rz" jeden z nich.
Patrz też: Wiktor Świetlik: Niektórzy lekarze są większym problemem służby zdrowia niż zadłużenie szpitali
Część sprzętu niszczy się w czasie sterylizacji, ale i na to medycy znaleźli sposób. Wprowadza się wewnętrzne ograniczenia, np. tubę do ułatwienia oddychania (według producenta jednorazową) sterylizuje się i wykorzystuje "tylko" pięć razy.
Wszystkiemu winny jest brak pieniędzy. - Tam, gdzie sterylizacja jest droższa niż sprzęt jednorazowy, nie robi się jej. Jeśli jest opłacalna dla placówki, pokusa oszczędności jest bardzo duża - tłumaczy gazecie były dyrektor z Warszawy.
Od 1 stycznia za takie praktyki na szpitale można nakładać kary. Jednak jak zwraca uwagę dyrektor szpitala w Grudziądzu Marek Nowak, to producent, a nie państwowa Agencja Oceny Technologii Medycznych ocenia, czy sprzęt można wykorzystać po sterylizacji. A producent ma przecież interes w tym, by sprzedać jak najwięcej.