Z kwitkiem odsyła chorych także szpital w Mielcu. Ten sam, gdzie leczono pierwszą w Polsce ofiarę świńskiej grypy i o którym Ewa Kopacz (54 l.) mówiła, że to szpital... z jej marzeń.
Henryk Dzioba (68 l.) z Mielca cieszył się, że po roku oczekiwania w końcu będzie miał zoperowane nogi. Zwłaszcza że ostatnio ból coraz bardziej daje się mu we znaki. - Boli tak, że nie mogę chodzić - mówi starszy pan. Niestety, w poniedziałek okazało się, że musi czekać dalej albo poszukać sobie miejsca w innej placówce.
A to dlatego, że szpital w Mielcu wstrzymał do odwołania przyjęcia na oddziały neurochirurgii, ortopedii, zakaźny, chirurgiczny, neurologię, wewnętrzny, urologię i chorób płuc. Czyli właściwie wszędzie. - Poradzono mi, żebym spróbował w Łańcucie. Tylko jak ja tam dotrę? To 60 km stąd - martwi się pan Henryk. Z kolei nasza Czytelniczka z Podkarpacia zaalarmowała nas, że nie przyjęto jej na oddział zakaźny. Fundusz Zdrowia wskazał jej szpital w Leżajsku, prawie 100 km dalej.
Dyrektor mieleckiego szpitala rozkłada ręce. - Jest mi niezwykle przykro i mogę jedynie przeprosić pacjentów, ale ta sytuacja w żaden sposób nie jest przez nas zawiniona - tłumaczy Leszek Kołacz, dyrektor naczelny. - Jesteśmy dobrym szpitalem, według rankingu "Rzeczpospolitej" najlepszym w województwie, a mimo to musimy "odpychać" pacjentów - ucina poirytowany. Dodaje, że tylko za ostatni rok NFZ nie zapłacił placówce 12 mln zł za leczenie chorych.
Niestety, podobne problemy mają niemal wszystkie placówki, np. szpitale w Przemyślu czy Tarnobrzegu zalegają z płatnościami za leki, zaś w specjalistycznym szpitalu w Jaśle wstrzymano operacje na wszystkich oddziałach. Dyrektorzy mówią, że nie przetrwają do końca roku i powoli będą zamykać oddziały. Policzyli, że za ostatnie lata NFZ winien jest im ok. 700 mln zł! Wczoraj dyrektorzy i urzędnicy zrzucili się na autokar i pojechali do Warszawy do Ministerstwa Zdrowia prosić o pieniądze. Nie po raz pierwszy już zostali odesłani z kwitkiem.