Jan Górnicki (55 l.) i Jan C. (58 l.) mieszkają w jednym domu w maleńkim Lipowie (woj. warmińsko-mazurskie). I kłócą się zażarcie o kawałek ziemi.
- Ten, na którym teraz stoję - mówi "Super Expressowi" Górnicki. - To droga do domu. Mój szwagier twierdzi, że to jego. A ja mówię, że to nasze wspólne - wyjaśnia.
Żaden nie ma aktu własności na sporną ziemię. Ale ostatnio młodszy postawił na niej metalowy garaż.
Szarża z kosą
- Proszę, jaki ładny - mówi. - Jak szwagier zobaczył, że ładniejszy niż ten jego, co się rozwala, to się zaczęło. Wsiadł na rower i ruszył na mnie z kosą - wyjaśnia Górnicki.
Rozpoczęła się krwawa jatka.
- On jak huzar nadjechał na rowerze - ranny wspomina szarżę Jana C. - W dłoniach zamiast kopi trzymał kosę. I tą kosą na mnie. To ja się uchyliłem. Ale i tak w łeb dostałem. Zalałem się krwią. Nie padłem jednak na ziemię - opowiada Górnicki.
Nie miał akurat nic pod ręką, więc z gołymi pięściami rzucił się na agresora.
- Mimo ran powaliłem go! - mówi z dumą.
Łomy, kije, kamienie
Nie pierwszy raz chwycili się za bary. Wojną szwagrów żyje cała okolica.
- Nacierają na siebie łomami, kijami. Obrzucają kamieniami, opluwają. Starszy Jan próbował też kiedyś utrącić kamieniami antenę satelitarną młodszego Jana. A ten młodszy to mu wymazał g.... klamkę od drzwi mieszkania - wyliczają ludzie. Nazwisk boją się podać, bo nie chcą być do wojny wciągnięci.
Na policję obaj Janowie nigdy nie chodzili, bo uważali, że to nie honor, by w sprawy rodzinne wtrącali się obcy.
Jednak rana po kosie na głowie Górnickiego była na tyle poważna, że nie mogło się obyć bez chirurga. Ten założył dwanaście szwów i powiadomił policję. Dlatego stróże prawa zatrzymali "kosyniera". W 30-letniej wojnie szwagrów nastąpiła przerwa.
Jan C. siedzi w areszcie. Za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi mu do 12 lat więzienia.