Szwagierka Tomasza Mackiewicz powiedziała w rozmowie z dzienniakrzami portalu, że przede wszystkim jest jego przyjaciółką. Znają się od dwudziestu lat, a Mackiewicz jest mężem jej sisotry. Kobieta przyznał, że rodzina ma nadzieję na to, iż Mackiewicz żyje: - W głębi serca tli się nadzieja, że on daje radę jest oczywiste. Nawet jakbyśmy się młotkiem po głowie tłukli, to i tak tego nie wypędzimy. Jednocześnie przestajemy się łudzić, że dojdzie do kolejnej akcji ratunkowej. Sulikowska przyznała, że wszyscy zdają sobie sprawę z warunków pogodowych jakie panują aktualnie na Nanga Parbat, a są one ciężkie. Szwagierka Tomasza Mackiewicza powiedziała, że najpierw wyobrażała sobie, iż ekipa ratunkowa znajdzie Eli, zabezpieczy ją, a potem ruszy po Tomasza Mackiewicza. Dopiero w momencie, w którym dowiedziała się, że grupa schodzi z Revol, zrozumiała, że po Mackiewicza nikt już nie pójdzie. Dodała jednak, że chciała zaplanować zamówienie mszy w intencji Mackiewicza.
Kobieta powiedziała, że dzieci himalaisty już wiedzą o sprawie. Jedna z córek się obraziła: - Tonia się obraziła na moją siostrę, a Maksio płakał. (...) Maksio bardzo prosił, żeby tata nie jechał. Sulikowska zapytana o to, czy bliscy będą chcieli pożegnać się z Tomaszem Mackiewiczem odpowiedziała : - To nie działa tak, że ciało znosi się z gór. Może być tak, że będziemy musieli pochować pustą trumnę. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze. Tli się nadzieja, że Tomek leży, żyje, czeka na pomoc, lezy, umiera, a my nie wiemy, co się z nim dzieje... To trudne. (...) Pewnie z ekipa poszukiwawczą można coś myśleć... najwcześniej latem. Nie ma co teraz ryzykować kolejnych żyć.