Jak pisze "Gazeta Wyborcza", Polska zajęła drugie miejsce w Unii Europejskiej pod względem liczby śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. W 2008 roku na naszych drogach zginęło 5437 osób, czyli 143 na milion mieszkańców. Gorzej jest tylko na Litwie, gdzie liczba ta wynosi 148.
Na początku dekady kraje Unii postanowiły zmniejszyć liczbę ofiar wypadków drogowych o połowę do 2010 roku. Udało się, głównie dzięki ogromnym mandatom. Ale nie w Polsce. Dlaczego?
Winni są przede wszystkim sami kierowcy. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że 31 proc. wypadków to efekt niedostosowania prędkości, 24 proc. - nieustąpienia pierwszeństwa pojazdom, 8 proc. - nieusąpienia pierwszeństwa pieszym, 7 proc. - nieprawidłowego wyprzedzania. Co ciekawe, największą brawurą wykazują się kierowcy pojazdów służbowych. Choć takie samochody stanowią mniej niż 5 proc. zarejestrowanych aut, to ich kierowcy powodują aż 30 proc. wypadków.
Zwiększyć bezpieczeństwo miała ustawa o fotoradarach, jednak prezydent skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego.
Oczywiście, najbardziej bezpieczeństwo poprawiłyby dobre drogi (ograniczenie do 40 km/h tylko dlatego, że droga jest pełna dziur i nikt nie decyduje się na jej naprawę, to absurd) i... konsekwentnie ustawiane znaki drogowe (ile razy drogowcy po zakończeniu remontu zapomnieli zdjąć znak?). Ale o tym jakoś nikt nie wspomina...