Szykują się na Warszawę

2008-08-28 4:00

Tysiące Ślązaków jedzie jutro manifestować na ulicach stolicy.

Przygotowują transparenty, flagi i trąbki. Głównym narzędziem wyrażania niezadowolenia mają być jednak gardła. Śląscy nauczyciele, kolejarze i górnicy wybierają się jutro do stolicy, by przed kancelarią premiera wykrzyczeć swój gniew i domagać się spełnienia przedwyborczych obietnic.

"By żyło się lepiej" - to hasło towarzyszące Platformie Obywatelskiej w kampanii wyborczej według wielu Ślązaków pozostało jedynie pustą deklaracją. Ludzie postanowili nie czekać biernie na lepsze czasy. Górnicy, hutnicy, pielęgniarki, nauczyciele i kolejarze z naszego regionu chcą walczyć o swoje. Już jutro do stolicy ma przyjechać nawet 50 tysięcy protestujących z całego kraju, ale to reprezentacja ze Śląska będzie najliczniejsza.

- Mamy przygotowane 200 autokarów. Kolejarze wybierają się specjalnym pociągami, wiele osób jedzie na własną rękę - tłumaczy Wojciech Gomułka, rzecznik śląsko-dąbrowskiej "Solidarności". - Z pewnością premier dowie się o naszej wizycie - dodaje.

Dziadki się nie nadają

Manifestacja ma odbyć się pod hasłem "Godna praca, godna emerytura". Protestujący zażądają od premiera, by doprowadził do podwyżek zarobków. Jeden z postulatów mówi, że płaca minimalna powinna wzrosnąć o 50 procent.

Wiele osób, które wybierają się do Warszawy, jedzie tam, by bronić emerytur pomostowych. Wśród nich znajdą się dwaj kolejarze, Ryszard Lach (51 l.), nastawniczy z Tarnowskich Gór, i zajmujący się konserwacją sieci trakcyjnej Zbigniew Kazirod (57 l.) z Katowic.

- Kto to widział, żeby człowiek na moim stanowisku miał pracować do 65. roku życia. Przecież w nastawni trzeba być w pełni sił, dziadki już tu się nie nadają - mówi wprost pan Ryszard. - Taki człowiek odpowiada za ruch pociągów, w jego rękach jest los tysięcy pasażerów. A każdy wie, że z wiekiem koncentracja również siada. Może i politykiem da się być po sześćdziesiątce, ale w nastawni robić się już nie powinno -Ęprzekonuje Ryszard Lach.

Na skraju nędzy

Chustę ze związkowymi barwami pani Katarzyna Jureczko (49 l.), która pracuje w jednej z katowickich przychodni, już przygotowała. Ma też transparent i wiarę, że jej wyjazd do stolicy coś zmieni.

- Po 25 latach pracy na rękę mam niedużo więcej niż tysiąc złotych. To ile naliczą mi z tego emerytury? Umrę chyba z głodu, jak już w końcu przestanę pracować - mówi oburzona pani Katarzyna. - Wiem, że wiele placówek medycznych ma kłopoty finansowe, ale ile można słuchać, że podwyżek nie będzie. Tym musi zająć się rząd, ostatecznie tyle nam naobiecywali - dodaje kobieta.

Emeryci też jadą

Swoją reprezentację w stolicy będą mieli także emeryci. Czesław Łęczek (59 l.), były górnik kopalni "Kleofas", już zarezerwował w autokarze miejsce dla siebie.

- Ja to może i źle nie mam z moją emeryturą górniczą, ale znam wielu ludzi w moim wieku, którzy żyją na skraju nędzy - mówi pan Czesław. - Zresztą tu nie tylko o starych chodzi. Mam dzieci, wiem, jak to wygląda. Czas, żeby coś w tym kraju naprawdę zmienić.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają