Jak nieoficjalnie dowiedział się "Dziennik" na giełdzie nazwisk przewijają się przede wszystkim dwa "typy". Pierwszy z nich to faworyt obozu prezydenckiego generał Tadeusz Buk, drugi to generał Edward Gruszka - wspierany przez MON.
Ale nie tylko "plecy" różnią dwóch potencjalnych kandydatów na następcę Waldemara Skrzypczaka. Zupełnie różna jest również ocena obydwu dowódców przez żołnierzy.
Buk może pochwalić się doskonałą opinią, którą zyskał podczas misji w Iraku (był dowódcą dziewiątej zmiany polskich wojsk). Trafił on do bazy w Diwaniji i szybko uporał się z partyzantami, którzy ciągle ostrzeliwali polską bazę. Sześć miesięcy spędzone w Iraku to jednak jedyne jego doświadczenie na zagranicznych misjach.
Generał Edward Gruszka był za to w Iraku dwukrotnie. Zaczynał w 2004 roku jako dowódca brygady, żeby w 2006 roku zostać dowódcą szóstej zmiany polskich wojsk. Problem w tym, że nie zebrał zbyt dobrych opinii wśród żołnierzy, szczególnie tych, którzy pamiętają powstanie w Karbali.
Jeśli wierzyć w zapewnienia Bogdana Klicha, "wojny o lampasy" nie będzie. Szef MON jeszcze w czwartek mówił, że ostateczną decyzję podejmie Lech Kaczyński. Tyle, że pod nominacją podpisać się musi nie tylko prezydent, ale premier Donald Tusk.
Szykuje się "bitwa" o następcę Skrzypczaka?
Nie wiadomo jeszcze, kto zostanie nowym Dowódcą Wojsk Lądowych, a już pojawiają się spekulacje, że rozdawanie stanowisk może przyczyni się do wybuchu kolejnego konfliktu na linii prezydent - premier.