Do tych zawodów przygotowywał się wyjątkowo starannie. To nie były pierwsze skoki w jego życiu, choć w tym sezonie pogoda nie dopisała skoczkom i treningów było mniej niż zazwyczaj. Szymek odważnie stanął na belce. Wydawało się, że oddał dobry skok, ale nagle publiczność zamarła. Zamiast wylądować, chłopczyk rozbił się o powierzchnię zmrożonego śniegu. Jak ocenili eksperci, wygląda na to, że Szymek popełnił błąd. Podwinęła mu się narta i po chwili był na ziemi, niestety bardzo niefortunnie zarył głową o twarde podłoże.
Natychmiast została mu udzielona pomoc medyczna, ale lekarze w zakopiańskim szpitalu uznali, że uraz głowy jest zbyt poważny, dlatego zdecydowali, by przewieźć małego sportowca do Krakowa. Pech chciał, że akurat o tej porze helikopter był uziemiony z powodu mgły. Szymka trzeba było wieźć karetką, a bezcenne sekundy uciekały.
Wraz z chłopczykiem do szpitala przyjechali jego zrozpaczona rodzina oraz przerażony trener. Czekali w trwodze, kiedy lekarze operowali Szymusia. Walka o życie chłopca trwała przez cztery godziny. Po operacji stan chłopca dalej był bardzo ciężki.
- Skoczkowie startujący w najmłodszej kategorii Junior E są jeszcze bardzo słabo wyszkoleni, niektórzy mają problemy z jazdą na nartach. W dodatku tej zimy warunki pogodowe sprawiły, że okazji do treningów było znacznie mniej niż zwykle - skomentował upadek Szymka Jerzy Pilch, delegat zawodów technicznych.
Najbliższe doby będą decydujące. Okaże się, czy dziecko wróci do zdrowia i stanie jeszcze na belce.