Anna B. (35 l.) ma troje dzieci. Oprócz najmłodszego Szymonka wychowuje jeszcze 7-letnią Wiktorię i 5-letniego Wiktora. W miniony wtorek po południu cała trójka przebywała pod jej opieką. Córka bawiła się przed blokiem, jej bracia zaś w mieszkaniu.
To właśnie Wiktoria zobaczyła wypadającego z okna Szymonka. Upadł tuż obok niej na trawę. Miał mnóstwo szczęścia, bo przeżył. Wydarzeń poprzedzających wypadek nikt nie widział, bo Anna B. przebywała w innym pokoju. Najprawdopodobniej jednak malec wszedł na tapczan, a z niego na parapet otwartego okna. Stracił równowagę i runął w dół.
Na miejsce natychmiast wezwano pogotowie i policję. Karetka przewiozła Szymonka do szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki. Tam okazało się, że chłopczyk ma złamaną nóżkę i liczne obrażenia wewnętrzne. Jego stan lekarze określają jako ciężki, ale stabilny. Jest przytomny.
Policjanci przebadali Annę B. alkomatem. Wydmuchała 1,3 promila alkoholu. Kilkadziesiąt minut po wypadku zjawił się konkubent kobiety, ojciec jej dzieci. Też był pijany. Oboje zostali zatrzymani.
Matka Szymonka nie trafiła jednak do policyjnej celi. Pod czujnym okiem funkcjonariuszy przebywała razem z synkiem w szpitalnej sali. W tym czasie śledczy ustali dokładne okoliczności wypadku. Wczoraj Prokuratura Rejonowa Łódź-Bałuty przedstawiła Annie B. zarzuty. - Dotyczą one narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu trojga dzieci, którymi zajmowała się będąc w stanie nietrzeźwości. Ponadto zarzucono jej przestępstwo polegające na doprowadzeniu do powstania obrażeń u 2-latka - mówi Krzysztof Kopania (51 l.), rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Annie B. grozi do pięciu lat więzienia.
ZOBACZ: Kierowca zgnieciony przez zaopatrzenie. Śmiertelny wypadek w Wielkopolsce