Dwa lata temu wesoły i pełny życia Szymon stał się apatyczny. Nic go nie cieszyło. Anna od razu wiedziała, że z jego zdrowiem coś musi być nie tak. Nie spodziewała się jednak, że jej syn jest śmiertelnie chory. Węzły chłonne malca zostały zaatakowane przez nowotwór złośliwy.
Zaczęła się dramatyczna walka o życie Szymona. Pobyt w szpitalu, chemioterapie, po których dziecko było obolałe i wycieńczone. - Doszło do tego, że przestałam wierzyć w Boga - mówi rozgoryczona kobieta. Mąż zaczął obwiniać ją o chorobę Szymka, ciągle dochodziło do awantur. Ta choroba zrujnowała nam życie - mówi ze łzami w oczach kobieta. I kiedy brakowało już nadziei, organizm chłopca zaczął się bronić.
Z każdą kolejną chemią komórek nowotworowych było mniej. Ostatnie badania potwierdziły, że chłopiec jest zdrowy.
- W ubiegłe święta były łzy rozpaczy, teraz będą łzy radości. Dostałam najpiękniejszy prezent nie tylko na gwiazdkę, ale na całe życie - mówi szczęśliwa Anna.
Na twarzy Szymona też pojawił się uśmiech. - Mikołaj przyniesie mi prezenty do domu. Sam ubieram choinkę - chwali się chłopiec.
- Z powrotem uwierzyłam, że Bóg istnieje. To on pomógł mojemu synkowi pokonać raka - wyznaje szczęśliwa mama.