Małżonkowie mieszkają w niewielkim parterowym domku. Gaz czuć już w progu, a w kuchni aż drapie w oczy. - Mieszkamy na bombie, która w każdej chwili może eksplodować - mówi łamiącym się głosem kobieta. - Chwalę każdy dzień, który udało nam się przeżyć, i proszę Boga o kolejne - opowiada załamana.
Kuchenkę znanego producenta małżonkowie kupili w grudniu 2007 roku za 1070 złotych. Podłączyli ją do butli gazowej. Paliwo zaczęło się ulatniać już trzy miesiące później. Małżonkowie złożyli reklamację. Serwisant przyszedł i wymienił zawory.
- Dwa tygodnie było dobrze. Po tym czasie znów w całym domu czuć było gaz - załamuje ręce gospodyni. - Była już naprawiana kilkanaście razy i za każdym razem sytuacja się powtarza. Teraz po każdym gotowaniu zakręcam butlę, bo boję się, że w końcu dojdzie do tragedii. Gdy butla jest odkręcona, to muszę cały czas mieć otwarte na oścież okna i drzwi - mówi gospodyni.
Dariusz Kaszkowiak (40 l.), dyrektor krajowego serwisu producenta kuchenki, przyznaje, że z taką sytuacją spotkał się pierwszy raz. - Aż trudno w to uwierzyć, że ten egzemplarz tak często się psuje - mówi. - Oczywiście natychmiast zapewnimy pomoc tej rodzinie, bo ulatniający się gaz to najwyższy stopień zagrożenia. Podejrzewamy, że ciśnienie gazu podawanego do kuchenki jest zbyt duże, dlatego zawory się rozszczelniają. Jeżeli tego problemu nie da się zlikwidować, zaproponujemy zwrot gotówki - obiecuje.