- Cały lot przebiegał spokojnie, dlatego kiedy 20 minut przed lądowaniem kapitan poinformował nas, że nie mają wysuniętego podwozia i będziemy lądować awaryjnie, wszyscy byli w szoku. Na szczęście nie wybuchła panika. Nie było nawet czasu na strach, byliśmy skupieni na akcji ewakuacyjnej.
Stewardesy uczyły, jak zachowywać się podczas lądowania. Pasażerowie stosowali się do poleceń załogi. Po lądowaniu wszyscy bili brawo. Cieszyliśmy się, że udało nam się przeżyć. Kiedy samolot zatrzymał się na pasie, to właśnie mnie poproszono o naciśnięcie guzika wysuwającego schody. Kapitanowi Wronie podziękowałem osobiście. Uratował mi życie.