Przyjaciel rodziny Leppera, Artur Balazs, wyznał w rozmowie z "wPolityce.pl", że współpracownicy wiedzieli dużo wcześniej o śmierci Andrzeja Leppera. Podobno na kilka godzin przed zgonem polityk dzwonił do żony. Z rozmowy wynikało jasno, że obawiał się czegoś.
Wersja wydarzeń najbliższych szefa Samoobrony jest odmienna od wersji prokuratury. Wdowa po polityku mówiła, że Lepper miał pojechać do Szczecina i wrócić wieczorem. Jednak gdy zadzwoniła do niego w nocy mówił, że musiał pojechać do Warszawy i że "coś się wydarzyło".
>>> Wieś Lepperowo? Wójt chce zmienić nazwę
Nad ranem kobieta próbowała dodzwonić się do męża. Jednak telefon odbierały inne osoby mówiąc, że ten nie chce z nią rozmawiać.
– Syn się w pewnym momencie zdenerwował, wziął telefon i powiedział do tych, co odebrali w Warszawie: "słuchajcie, co się dzieje, dajcie mi ojca, bo jak tam wpadnę to was powystrzelam, chcę natychmiast rozmawiać z ojcem, chcę wiedzieć, co się z nim dzieje, co się stało, bo się boimy i martwimy. Niedługo potem wpada do ich domu w Zielnowie policja, ekipa w kominiarkach. Skuli kajdankami syna i mówią, że szykuje na kogoś zamach. (...) Rozpoczynają normalne procedury, widać, że robią poważną sprawę. I właśnie w tym momencie dostają informację, że Andrzej Lepper nie żyje - opowiada Artur Balazs.
Śledztwo w sprawie śmierci Andrzeja Leppera zostało zakończone. Zdaniem prokuratury było to samobójstwo.