Do podejrzanej śmierci doszło 7 lipca w Warszawie na placu manewrowym obok klubu Stodoła. Prokuratura wciąż bada co dokładnie się tam wydarzyło. Jak donosi reporter TVN24, 36-letni mężczyzna najprawdopodobniej otarł się o drzewo albo słupek, a następnie stracił równowagę i upadł. Okazało się, że mężczyzna wymagał reanimacji, której najpierw udzielił mu instruktor, a później ratownicy medyczni. Niestety, pomimo ich starań, kursant zmarł. Co najdziwniejsze, jak podaje TVN24, nieoficjalną informacją jest to, że nie ma ani jednego świadka zajścia, wliczając w to instruktora. Szkoła jazdy odmawia komentarza. Sprawa jednak staje się jeszcze dziwniejsza. Rzecznik prokuratury okręgowej Łukasz Łapczyński potwierdził, że zwłoki mężczyzny zostały poddane sekcji. Jej wyniki są przerażające - śmierć mężczyzny nie nastąpiła z przyczyn naturalnych. - Nastąpiła w wyniku odniesionych obrażeń - powiedział Łapczyński. Sprawą zajęła się prokuratura rejonowa Warszawa-Śródmieście. - Śledztwo prowadzone jest w sprawie. Dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów - informuje prokurator Ireneusz Szeląg.
ZOBACZ: Tajemnicza śmierć 38-latka na basenie w Poznaniu. Te fakty budzą zdziwienie