Festyn nad jeziorem w Ślesinie i koncert "Europa to my" przyciągnął tłumy wielbicieli muzyki i dobrej zabawy.
- Byliśmy tam od godz. 16 - mówi pani Emilia. Nic nie zapowiadało tragedii, która wydarzyła się po zapadnięciu zmroku.
- Było już grubo po godz. 21, gdy mąż oznajmił, że idzie do toalety. Pomyślałam, że pójdę z nim, ale on chciał, żebym została ze znajomymi - mówi wdowa. Do WC pan Arek miał zaledwie 150 metrów.
- Nawet gdy nie wracał po półgodzinie, jeszcze się nie zaniepokoiłam, bo na takich imprezach przy toaletach zawsze jest tłok - tłumaczy kobieta.
PRZCZYTAJ TEŻ: Zaginiona piękna Ola. Pożegnanie na tablecie SZCZEGÓŁY
Tymczasem jej mąż w niewiadomy sposób znalazł się w zupełnie innym miejscu... Przed godz. 23 został potrącony przez auto w miejscowości Leśnictwo. Kobieta kierująca autem tłumaczyła, że nie zauważyła pieszego, który biegł środkiem drogi. Mężczyzna zginął.
Jak znalazł się 5 kilometrów od toalety? Żona pana Arkadiusza nie wierzy, że mąż samodzielnie oddalił się z festynu.
- Byliśmy małżeństwem od 12 lat, mamy trójkę dzieci, znam mojego męża, nie odszedłby sam tak daleko w nocy bez telefonu - mówi pani Emilia.
Sprawę tajemniczej śmierci w drodze do WC bada Krzysztof Rutkowski.
- Dojdziemy do tego, co naprawdę wydarzyło się tego feralnego wieczoru - mówi właściciel biura detektywistycznego. Pani Emilia była też u jasnowidza.
- Miał wizję, że tego wieczoru mąż jedzie gdzieś busem. Moim zdaniem ktoś go wywiózł do lasu i porzucił - mówi kobieta . - Jeśli ktoś 31 sierpnia widział męża w okolicach Ślesina, błagam o informację. Nie mogę spokojnie przeżywać żałoby, nie znając prawdy o tragicznej śmierci męża - mówi kobieta.