- Podejrzewam, że źródłem wycieku zdjęć i informacji na temat mojej pracy było dwóch funkcjonariuszy CBA. Przez skrajną nieodpowiedzialność dziennikarzy "Gazety Wyborczej", która opublikowała te zdjęcia i informacje, narażeni są teraz funkcjonariusze CBA. Przygotowuję z prawnikami kilka zawiadomień do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, które będzie odpowiedzią na nieprawdziwe informacje stawiające mnie w złym świetle. W najbliższym czasie opinia publiczna dowie się kim, są te osoby i co nimi kierowało - mówi nam poseł PiS Tomasz Kaczmarek.
Cała historia wydaje się wręcz nieprawdopodobna. W roli głównej Tomasz Kaczmarek (36 l.), czyli agent Tomek, występujący w spektakularnych akcjach CBA z czasów, gdy kierował nim Mariusz Kamiński (47 l.). W pozostałych rolach m.in. funkcjonariusz Biura, który przyszedł do "GW" i opowiedział, jak wyglądała praca najsłynniejszego polskiego agenta.
Budowanie legendy
Z relacji informatora "GW" wynika, że agent Tomek sam sobie budował legendę. - Wymyślał imię i nazwisko, datę urodzenia, adres, skąd pochodził. Imię zazwyczaj było prawdziwe, żeby nie było wpadki, gdyby w knajpie lub na ulicy przypadkiem spotkał kogoś z prawdziwego życia. Później akceptowali to przełożeni. Następnie robiono pod to dokumenty - opowiada funkcjonariusz CBA. Dokumenty podrabiano m.in. w willi w Warszawie. Wykonywano m.in. legitymacje dziennikarskie.
Dla agenta Tomka robiono zakupy w markowych sklepach, np. w Hugo Boss, w Armanim. Jego przykładowym ubiorem była koszula za 1200 zł, garnitur za około 3-4 tys., buty od 2 tys., teczka około tysiąca, pasek wart 500-600 zł, zegarki od 15 tys. zł (np. Omega, Longines). I koniecznie złota biżuteria. - Tomek lubił błyszczeć. To był jego sposób, żeby przekonać figuranta. Błysnąć różnymi gadżetami. Nie uznawał podróbek i zamienników - ujawnia agent CBA. Według jego relacji nawet majtki i skarpetki musiał mieć markowe. W tamtym okresie korzystano też z luksusowych aut kupowanych na potrzeby takich funkcjonariuszy jak agent Tomek. W garażu CBA stało sportowe porsche, mercedes klasy S i audi S8 z silnikiem lamborghini za 400 tys. zł.
CBA jest wściekłe
Po ujawnieniu tych rewelacji złości nie kryje obecny szef Biura Paweł Wojtunik (40 l.). - To przejaw nieprofesjonalnego zachowania i łamania zasad zawodowych związanych z wykonywaniem pracy operacyjnej - mówi nam Wojtunik. Bardziej dosadnie ocenia to inny funkcjonariusz z kierownictwa Biura. - Jeden idiota dał się sfotografować. Kolejny pobiegł z tymi fotkami do mediów. Zamiast pracować w spokoju, mamy po raz kolejny historię z agentem Tomkiem w roli głównej. Jaki kraj, taki polski James Bond... - kwituje wysoko postawiony oficer Biura.