Biorąc klub pod swoją opiekę, prezes Kolportera Krzysztof Klicki nie wiedział, jak perfidnie zostanie zrobiony w "balona". A przecież do wprowadzenia drużyny do II ligi wynajął nie lada specjalistów, eks-reprezentantów Polski: trenerów Dariusza W. i Andrzeja W. Obiecał im premie - pierwszemu 120 tys. zł, drugiemu 25 tys. zł.
Obaj fachowcy znali się dostatecznie dobrze na piłce, by skalkulować, że z tymi zawodnikami awansu nie wywalczą. Trzeba było "wspomagania", więc za pośrednictwem Jerzego E. juniora zaprosili do warszawskiego mieszkania Dariusza W. i Andrzeja B., speca od kontaktów z sędziami. W trakcie spotkania Jerzy E. junior i Andrzej B. zgodzili się zorganizować proceder za 30 tys. zł ("premię" odebrali po awansie Korony; 10 tys. z tego wziął Jerzy E. junior, 20 tys. - Andrzej B.).
Kasę zbierali do czapki
Dariusz W. musiał jeszcze zapewnić "czarną kasę", która mogłaby sprawę sfinansować. Wymyślono system wypłacania piłkarzom Korony premii za mecze z poufnym poleceniem zwracania ich połowy kierownikowi drużyny Pawłowi W. Mechanizm ten zapewniał jednocześnie lojalność zawodników. Jako ludzie umoczeni w przekupstwie musieli utrzymywać sprawę w tajemnicy. "Z czapką" najczęściej biegał i zbierał szmal zawodnik Tomasz N.
Te pieniądze, zgodnie z instrukcjami Andrzeja B. zwanego Żelaznym, przeznaczane były na łapówki. Rozmowy w sprawie "zyskania przychylności arbitrów" przeprowadzał Andrzej B. i najczęściej to on lub kierownik Paweł W. wręczali przekupionym "świstakom" umówione sumy.
Raz w klubowej toalecie, raz na parkingu, raz przy kolacji...
Łapówka nad pisuarem
Posłużmy się konkretnym przykładem. 16 sierpnia 2003 r. Korona grała z Polonią w Przemyślu i wygrała 3:2. Pomagał jej w tym zblatowany wcześniej przez "Żelaznego" sędzia Mariusz P. Kierownik Paweł W. zarządził zrzutkę z premii, 17 zawodników oddało Tomaszowi N. połowę z premii 7720 zł, czyli 3860 zł. Z tych pieniędzy Paweł W. wręczył sędziemu Mariuszowi P. 1300 zł w toalecie nad pisuarem.
A co z resztą? A kto to wie... Pieniądze wydają się niewielkie, ale wtedy takie były stawki w III lidze. W II i I kupowano za wielokrotność tych sum.
Byli i uczciwi
Mechanizm ruszył. Praktycznie przed każdym meczem Korony do końca maja 2004 i awansu Korony podejmowano próby przekupienia arbitrów. Ale nie tylko w meczach Korony, bo trzeba było "załatwić" konkurentów, co nie zawsze się udawało. "Żelazny" w marcu zadzwonił do sędziego Dariusza Giejsztorowicza, by ten pomógł Pogoni Staszów wygrać z Heko Czermno. Arbiter go sklął i rzucił słuchawką, Heko wygrało 2:1. Nie powiodła się próba przekonania Mirosława Góreckiego, by załatwił remis Stali Rzeszów z Heko. Sędzia znów przepędził łapówkarzy, a Heko wygrało 2:0. Ale w kilkunastu innych przypadkach arbitrzy nie byli odporni na szeleszczące argumenty.
W następnym odcinku o brudnych chwytach, jakie uczestnicy tego "układu" stosowali wobec siebie i innych