Piątek, godz. 20.00. Czterech mężczyzn kręci się przy zaparkowanym na Bemowie samochodzie. Złodzieje przymierzają się do kradzieży auta, ale spłoszeni przez przypadkowego przechodnia postanawiają poszukać innego łupu.
Kilkadziesiąt minut później toyotę, którą jadą mężczyźni, zauważają kryminalni z Mokotowa patrolujący teren parkingu Galerii Mokotów. Funkcjonariusze wiedzą już, kogo śledzą. Kilka minut wcześniej przez policyjne radio do wszystkich załóg w Warszawie dotarł komunikat o złodziejach w czerwonej toyocie. - Funkcjonariusze chcieli skontrolować auto z czterema mężczyznami w środku, jednak kierowca nie zamierzał się zatrzymać - mówi jeden z mokotowskich policjantów. - Widząc nieoznakowany radiowóz, wcisnął gaz do dechy i zaczął uciekać - dodaje.
Wyjeżdżając z centrum handlowego toyota staranowała szlaban parkingu i kilka sekund później była już na ul. Wołoskiej. Za pędzącym samochodem ruszyły wszystkie będące w okolicy radiowozy. Złodziejom udało się dojechać do Pola Mokotowskiego. U zbiegu ul. Świętego Andrzeja Boboli i Rakowieckiej, próbując ominąć ścigający go radiowóz, kierowca wpadł na wysoki krawężnik i barierkę przystanku tramwajowego. Toyota z rozprutym kołem została unieruchomiona. Kilka sekund później auto otoczyli kryminalni z Mokotowa. Trzech pasażerów samochodu po chwili leżało już na mokrej jezdni skutych kajdankami. Kierowcy udało się jednak uciec. Okazało się, że auto zostało skradzione kilka dni wcześniej na Woli. - Nie jest to pierwsze przestępstwo samochodowe, jakie schwytani mają na swoim koncie - mówi nadkom. Marcin Szyndler (33 l.) ze stołecznej policji. - Odpowiedzialności nie uniknie także kierowca, który uciekł. Jego zatrzymanie to jedynie kwestia czasu - zapewnia oficer.
Za kradzież samochodu Mariuszowi P. (33 l.), Krzysztofowi Ś. (34 l.), Tomaszowi W. (30 l.) grozi nawet 10 lat więzienia.