Według informacji, które przez ostatni rok zbierali śledczy, kierowany przez "Czekolindę" dom publiczny Rasputin przy ul. Wiertniczej 72 w Warszawie wystartował jesienią 2014 roku. Karolina P.i jej chłopak Norbert K. przejęli go od Doroty B. Ta ostatnia nie mogła być dłużej burdelmamą, bo miała policję i prokuratora na karku. Posiadała natomiast niezbędny know-how, więc za odpowiednią opłatą służyła radą i sprzedała "Czekolindzie" wyposażenie za 80 tysięcy złotych. Oskarżona w śledztwie Dorota B.przyznaje się wyłącznie do tego ostatniego. - Ja tylko sprzedałam meble do tego burdelu – powiedziała prokuratorowi.
Czekoladowa przykrywka
Oficjalnie klub "Rasputin" zapisano na Grażynę K., matkę byłego chłopaka "Czekolindy". Niedoszła teściowa była tzw. Słupem. Założyła nawet rachunek bankowy, na który wpływały ogromne kwoty. Synowa "odpaliła" jej z tego 30 tysięcy złotych. Karolina P.też założyła firmę o wdzięcznej nazwie "Chocolate events". Oficjalnie miała organizować duże imprezy, a w rzeczywistości służyła jako pralnia pieniędzy z burdelu. Przez półtora roku działalności przez jej konta przeszło 4,5 miliona złotych. Śledczy podejrzewają, że to tylko procent prawdziwych zysków.
Królowa marketingu
"Czekolinda", posiadająca licencjat z marketingu, postanowiła zacząć w biznesie z polotem. - Przeprowadziła akcję promocyjną, gołe dziewczyny jeździły oklejona limuzyna i wabiły klientów - mówi nam jeden ze śledczych. W"Rasputinie" pracowało kilkanaście dziewczyn, a w najlepszym okresie nawet kilkadziesiąt i zawsze miały ręce pełne roboty. Śledczy nie mają wątpliwości, że biznesem zarządzała Czekolinda i jej chłopak. To oni wyznaczali zadania zadania, ustalali stawki, dzielili kasę. Ponoć nakładali też kary pieniężne na prostytuki za... niesubordynację. Chcieli mieć burdel na światowym poziomie. I faktycznie echo imprez w "Rasputinie" niosło się daleko poza Warszawę.
Seks-taksówkarze i procent od karty
Rasputin czynny był codziennie od 20-tej do ostatniego klienta. Godzina "zwykłego" seksu w willi na warszawskim Wilanowie kosztowała najpierw 300 złotych później stawka wzrosła do 350 zł,z czego aż 200 zł dostawał taksówkarz, który przywiózł klienta. Za seks w basenie trzeba było zapłacić 600 zł. Tu przewoźnik również dostawał hojne wynagrodzenie – za ich rozliczanie odpowiedzialni byli ochroniarze. Do tego drinki po 90 złotych i woda po 20 złotych za buteleczkę. Prostytutkom odpalano procent za naciąganie amatorów płatnego seksu na kolejne wydatki.Na początku Karolina P. sama stała za barem, ale biznes tak szybko się rozkręcił, że stać ją było na zatrudnienie czterech barmanek, którym płaciła 250 złotych za noc. Plus oczywiście hojne napiwki.
Wszystko było skrupulatnie podliczane. - A jak ktoś chciał płacić kartą to doliczano mu 30 procent do rachunku. A klienci potrafili tam zostawić kilkadziesiąt tysięcy złotych w jedną noc- słyszymy w prokuraturze. Prawdopodobnie tak" Czekolinda" wyceniła swoje ryzyko, bo wszystkie płatności z terminalu przechodziły przez konto jej firmy. W "Rasputinie" stał tez bankomat. Oficjalnie mówi się, że był nieczynny. Ale możliwe, że firma która go tam postawiła, trzyma się tej wersji by uniknąć kłopotów.
To nie ja byłam burdelmamą
"Czekolinda" na pierwszym przesłuchaniu twierdziła, że jest niewinna. Wmawiała prokuratorowi, że 100 tysięcy miesięcznie zarabiała na firmie eventowej. Podczas posiedzenia aresztowego była bardziej skłonna do wyznań, ale całą winę zrzuciła na Norberta K. Na trzecim przesłuchaniu przypomniało jej się, że na pomysł założenia burdelu wpadła ona, Norbert i Dorota B. Ale dalej twierdzi, że nie kierowała żadną grupą. To Norbert dzielił kasę, robił zebrania, dzielił obowiązki, a prostytutki mówily do niego "szefie". Eks-chłopak przerzuca z kolei odpowiedzialność na "Czekolindę". Zapewniał w prokuraturze, że on tylko roznosił ulotki (znaleziono je w jego samochodzie), a Karolina P.oddawała mu tylko pieniądze za benzynę. Niewiniątko zgrywa także jego matka, która wyjasniła, że zarejestrowała na siebie "Rasputin" nie wnikając co się tam dzieje.
Nalot jak z filmu
Do zatrzymania Karoliny P.i jej świty doszło 28 października 2016 roku. Uzbrojeni po zęby funkcjonariusze z Centralnego Biura Śledczego Policji zatrzymali 12 osób i przy okazji kilka prostytutek, które wyśpiewały śledczym jak funkcjonował biznes. Prokuratura Okręgowa skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciwko "Czekolindzie", Norbertowi K, Grażynie K., Dorocie B.oraz czterem barmankom i ochroniarzom. Za kierowanie grupą przestępcza, pranie pieniędzy, sprzedaż lewego alkoholu i tzw. czerpanie korzyści z nierządu szefostwu grupy grozi 15 lat odsiadki.
ZOBACZ: Bestia z Rimini to seryjny morderca?! Nowe fakty na temat oprawcy pary Polaków
PRZECZYTAJ: HORROR w Wejherowie! Znaleziono ZWŁOKI 30-latki: Tak ZMASAKROWANEJ kobiety jeszcze nie widzieliśmy
POLECAMY: Wózek z dzieckiem stoczył się na tory. Dziewczynka NIE ŻYJE