Koszmarnie opuchnięte policzki, oczy, usta. Trudno rozpoznać w tej cierpiącej, oszpeconej twarzy piękną Ewę Gulbicką (29 l.) z Olsztyna (woj. warmińsko-mazurskie). Na kobietę rzucił się rój rozsierdzonych os. Lekarze w ostatniej chwili uratowali jej życie.
Pani Ewa i je narzeczony wybrali się na działkę. Kobieta opalała się i czytała książkę, a jej ukochany pracował w ogródku.
- Nie wiem skąd, ale nagle pojawiły się przede mną osy - wspomina pani Ewa.
Wściekłe owady rzuciły się na nią, choć ich nie sprowokowała.
- Kąsały mnie w twarz. Uciekałam, ale one atakowały dalej. Gdy już opadałam z sił, zdołałam jeszcze krzyknąć: "Czarek, ratuj!" - opowiada.
Gdyby nie ukochany, atak os skończyłby się tragicznie. Zabójczy jad zaczął bowiem działać i pani Ewa straciła przytomność. Jej narzeczony błyskawicznie zawiózł ją do szpitala.
Lekarze natychmiast zrobili kobiecie potrzebne zastrzyki i podali kroplówkę.
- Czuję się już lepiej, ale te osy zapamiętam do końca życia - dodaje pani Ewa.