Dziesięć razy potężniejsza od naszej armia rosyjska zmiotłaby Polskę zaledwie w trzy dni. Najpierw Rosjanie przypuściliby na nas atak powietrzny z kilku stron: Kaliningradu, Białorusi i Ukrainy. - Nastąpiłyby zapewne cztery strzały uderzeniowe: z Brześcia na Warszawę, ze Lwowa na Kraków oraz desantem morskim z Kaliningradu na Elbląg. Podejrzewam, że Rosjanie zaatakowaliby nas z rejonu Ustki - opowiada nam gen. Skrzypczak.
Rosyjskie myśliwce, szturmowce i bombowce zniszczyłyby wtedy najważniejsze polskie ośrodki władzy, punkty dowodzenia wojskiem i inne ważne instytucje w kraju. - Bazy w Łasku, Krzesinach, ośrodki przemysłowe, ośrodki rządowe, Sejm, Kancelarię Prezydenta - wylicza doświadczony wojskowy.
Drugiego dnia do Polski weszłyby dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy, czołgi i wozy pancerne. Atak nastąpiłby również z tych trzech stron. - Rosjanie przypuściliby natychmiast desant powietrzny połączony z przeprawami na Wiśle, np. w rejonie Grudziądza, Torunia i Bydgoszczy. Następnie doszliby do rubieży Odry, zabarykadowaliby się i czekali. Można powiedzieć, że już by nas mieli w garści. Pozostaje im opanowanie całego terytorium Polski i ogłoszenie, że Polski już nie ma - twierdzi gen. Skrzypczak.
Zobacz też: Szpiedzy Putina złapani w Polsce! Tajni agenci z Rosji buszują w naszym kraju
Jak realny jest ten czarny scenariusz? Wojna Rosji z Ukrainą o Krym jest coraz bardziej dramatyczna. W czwartek późnym wieczorem w Doniecku na Ukrainie w starciach prorosyjskich manifestantów z ludźmi, którzy chcą jedności Ukrainy, zginęły co najmniej trzy osoby, a czternaście zostało ciężko rannych i trafiło do szpitala.
Czytaj również: Putin się mści bo katował go ojciec? Nieznane fakty z życia rosyjskiego prezydenta