Coraz bardziej iskrzy na linii polski rząd - polski prezydent. Eksperci od protokołu dyplomatycznego nie mają jednak wątpliwości, że to, co się wczoraj stało, to po prostu skandal. "Minister Spraw Zagranicznych ma zaszczyt zaprosić Pana Lecha Kaczyńskiego" - w taki sposób Radosław Sikorski zaprosił głowę państwa na uroczystość podpisania umowy o tarczy antyrakietowej.
W zaproszeniu nie ma ani słowa o tym, że "pan Kaczyński" to prezydent RP.
Zamieszanie z zaproszeniem na planowaną na dzisiaj uroczystość trwało od samego rana. Najpierw nie mogło dotrzeć do Kancelarii Prezydenta. Kiedy wreszcie znalazło się na biurku Lecha Kaczyńskiego (59 l.), wywołało oburzenie jego współpracowników. Specjaliści od protokołu dyplomatycznego są zdziwieni i odnoszą się do zdarzenia z niesmakiem. To dla nich próba upokorzenia głowy państwa. - Prezydent Lech Kaczyński to nie Kaczyński albo brat szefa PiS. To jest prezydent RP i zawsze powinien być tak tytułowany - mówi Roman Weczer, wykładowca z Uniwersytetu Szczecińskiego. - Można go lubić lub nie, ale należy mu się szacunek - dodaje.
Jeszcze dalej idzie Jan Piekarski, były ambasador RP w Belgii i Izraelu, autor "Protokołu dyplomatycznego i dobrych obyczajów". Jego zdaniem prezydent powinien zostać zaproszony na uroczystość osobiście lub przynajmniej przez telefon. - Wysłanie kartki, w dodatku z wpisanym samym nazwiskiem (bez tytułu - red.), jest niegrzeczne. Jak zaproszenie babci na ślub za pomocą pocztówki.
Kancelaria Prezydenta nie chce komentować całej sprawy. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych tłumaczą wpadkę brakiem czasu.
- To drukarskie uchybienie, wybaczalne. Uroczystość była przygotowywana pod presją czasu, w pośpiechu - mówi Piotr Paszkowski, rzecznik MSZ.